TRZECIE MIEJSCE W KONKURSIE
Właśnie dziś publikujemy opowiadanie Magdy Szramki, która zajęła trzecie miejsce w naszym konkursie. Wiemy, mamy dzień spóźnienia, ale na pewno Wam się spodoba!
Stojąc
w wąskim przedpokoju mojego domku zerknęłam w duże, wiszące
lustro zawieszone na wyłożonej boazerią ścianie. Wygładziłam
swoją krótką, białą sukienkę w małe czarne ptaszki i
uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Dziś był piąty maja -
dzień dziecka. Właśnie szykowałam się do szkoły, właściwie
powinnam już wychodzić. Nie miałam na sobie dzisiaj obowiązkowego
mundurka, bo w ten jeden dzień w roku, nasza szkoła, a w zasadzie
większość szkół, odstępowała od tego obowiązku. Mimo iż była
to już szkoła średnia, nadal organizowali nam festyn z okazji dnia
dziecka, co było bardzo fajnym pomysłem. Więc nie potrzebowaliśmy
mundurka, ponieważ nie odbywały się zajęcia dydaktyczne.
Zerknęłam na zegarek na swoim nadgarstku i zaskoczona nałożyłam
swoją jasnoróżową, skórzaną kurtkę i założyłam białe
tenisówki. Chwyciłam torebkę i żegnając się cicho z pijącym w
kuchni kawę tatą, wyszłam przed dom. Oparłam się o ogrodzenie
naszej działki i założyłam okulary przeciwsłoneczne, uważając
aby nie rozwalić sobie warkocza zaplecionego na jednym ramieniu.
Wystawiłam twarz do słońca i przymknęłam oczy. Była piękna
pogoda. Słońce mocno grzałoi było na tyle ciepło, że zaczynałam
żałować, że założyłam na nogi cieliste rajstopy. Po chwili
takiego relaksu, poczułam jak ktoś pociągnął mnie za włosy. Nie
byłam przestraszona, wiedziałam kto uwielbia się tak ze mną
witać. Leniwie otworzyłam oczy i z rozczuleniem zobaczyłam swojego
przyjaciela, który ze skupieniem na twarzy wpinał mi kilka
niewielkich białych kwiatków we włosy przy pomocy dużej, beżowej
spinki, którą miałam na grzywce. Po tym jak uporał się z tą
ozdobą, westchnął i z dumnym uśmiechem popatrzał na moją twarz.
Podsunął mi okulary na głowę, ponieważ, jak zawsze mówił, lubi
patrzeć ludziom w oczy i pstryknął mnie lekko w czoło - kolejny
jego nietypowy sposób na przywitanie.
-
Ał… Ja też się cieszę, że cię widzę… - uśmiechnęłam się
do niego i wychyliwszy się przez ogrodzenie, cmoknęłam go w
policzek a on zachichotał.
-
A spróbowałabyś nie. Idziemy? - zapytał, a ja potaknęłam i
wyszłam starannie zamykając za sobą furtkę. Zaraz kiedy zrównałam
się z chłopakiem wziął ode mnie moją torebkę i zawiesił sobie
na ramieniu. Znowu.
-
Jeżeli tak lubisz damskie torebeczki to mogłam ci jedną kupić na
urodziny panie Kim - westchnęłam.
-
Nie lubię! - zaprzeczył prychając - ale zawsze nosisz ją na lewym
ramieniu i wtedy obija się o nas jak trzymamy się za ręce! -
podniósł nasze splecione dłonie na dowód.
-
To nie musisz mnie trzymać! Albo z drugiej strony byś mógł!
-
Ale to ja wolę iść z lewej, od ulicy! Przecież mogłabyś upaść
na ulicę, ten chodnik jest wąski! A trzymam też bo mogłabyś się
wywalić… - odwrócił wzrok, patrząc się między gałęzie
drzewa, na ptaki wijące sobie gniazdo.
-
Niech ci będzie… - westchnęłam i dałam się prowadzić
chodnikiem jak małą dziewczynkę. Ukradkiem co chwilę zerkałam na
mojego towarzysza. Był bardzo przystojny, lekko umięśniony, ale
nie za mocno… był jak ideał. Nic więc w tym dziwnego, że był
chyba najpopularniejszym chłopakiem w naszej szkole. Wiele dziewczyn
się za nim uganiało. Każda chciała żeby to ją zaprosił na bal
organizowany w szkole na koniec klas trzecich, który odbywał się
zaraz po ich „maturze”. Ale on każdej grzecznie, acz stanowczo
odmawiał. Nikt nie wiedział dlaczego. Nie chciał nikomu powiedzieć
jaki jest powód. Ani mnie, ani swojemu przyjacielowi z klasy,
Taeminowi.
A
ciekawe co taki facet jak on, robił przy boku mnie… Nie byłam
może brzydka, ale nie byłam też zachwycająca… Pulchna, z
cienkimi włosami… A on miał do wyboru w zasadzie każdą wolną
dziewczynę… Ba, wiele dziewczyn potrafiłoby zerwać swój obecny
związek dla niego… ale on olewał każdą i trwał ze mną… ale
nie byliśmy parą, co to to nie. On nie lubił mnie tak… ale
przyjaźniliśmy się i to już długo. W tym roku mijało właśnie
10 lat od naszego pierwszego spotkania…
Było
to dokładnie piątego maja. Przeprowadziłam się z rodzicami i
starszym bratem do Korei ze dwa tygodnie wcześniej. Festyn z okazji
dnia dziecka moi rodzice uznali za świetną okazję do zapoznania
się ze szkołą, do której miałam zacząć uczęszczać. Nasza
podstawówka znajdowała się na lewo od niewielkiego parku
znajdującego się na końcu ulicy, na której znajdował się nasz
nowy dom. Na początku mimo lekkiego zdenerwowania, byłam bardzo
podekscytowana. Jak to dziecko, widzące kolorowe balony i duże
ilości cukru w przeróżnej postaci. W pewnym momencie, moi rodzice
postanowili zostawić mnie na dmuchanej zjeżdżalni ustawionej na
szkolnym boisku, a sami chcieli znaleźć i porozmawiać z
nauczycielem. I wszystko pewnie skończyłoby się dobrze, gdyby nie
to, że po chwili skakania z innymi dziećmi poczułam parcie na
pęcherz… Nic dziwnego zważywszy na jego niewielkie rozmiary i te
hektolitry soku, które wcześniej w siebie wpompowałam… ale
oczywiście byłoby ujmą na moim siedmioletnim honorze, poproszenie
kogokolwiek o pomoc. Więc niezdarnie zawiązałam buciki i pobiegłam
w stronę budynku. Pobłądziłam chwilę po niemal pustych
korytarzach i po kilkunastu minutach zdałam sobie sprawę, że
zgubiłam się. Nie pomogło mi także to, że przez sznurówkę
która mi się rozwiązała, przewróciłam się. Siedziałam na
zimnej betonowej podłodze i coraz bardziej chlipałam. Nikt nie
zwracał uwagę na białą dziewczynkę, która płacze przerażona…
prócz jego jedynego. Podszedł do mnie, podniósł mnie, zawiązał
mi but, po czym uśmiechając się zapytał co się stało.
Wytłumaczyłam mu, że się zgubiłam szukając toalety… Nie
miałam problemów z językiem, ponieważ przyjaciółka rodziców,
która była dla mnie niemal jak ciocia mieszkała w Korei większość
życia, więc szybko oswoiłam się z językiem już jako malutkie
dziecko…
Dowiedziałam
się, że chłopiec ma na imię Jongin i chodzi do drugiej klasy.
Zaprowadził mnie do toalety, a potem postanowił pomóc mi w
szukaniu rodziców. Pytał się mnie o wiele rzeczy, jak się
nazywam, czemu się przeprowadziłam, czy będę chodzić tu do
szkoły… Grzecznie odpowiadałam, mimo wszystko nadal przestraszona
brakiem rodziców… Jongin zaprowadził mnie z powrotem na zewnątrz
i przystanął przy schodach. Stwierdził, że to najlepsze miejsce
aby moi rodzice mnie zauważyli. Po czym uśmiechając się, pokazał
mi kwiatki rosnące przy płocie, w wysokiej trawie. Z perspektywy
czasu zdaję sobie sprawę, że zrobił to aby odwrócić moją
uwagę. Kiedy wykazałam zachwyt nad tymi drobnymi, białymi
kwiatkami, chłopiec wytłumaczył mi, że są to zawilce i zerwał
kilka aby potem powpychać mi je w gumki, którymi miałam związane
dwa warkocze. Pamiętam, że chichocząc powiedział jeszcze, że mam
ładną sukienkę… była biało-różowa… z biedronką i
kwiatkami nadrukowanymi na przodzie… mam ją do dzisiaj…
Po
chwili znaleźli się i moi rodzice. Okazało się, że zbiegiem
okoliczności spotkali mamę Jongina, która pomogła im w
poszukiwaniach zagubionej córki. Po tym wszystkim, pani Kim odwiozła
nas do domu, bo okazało się, że mieszkamy całkiem niedaleko, po
dwóch stronach parku, którym szło się do naszego domu. Kolejnego
dnia zaskoczeniem zauważyłam chłopca z matką, która postanowiła
mnie odprowadzić do szkoły… a kolejnego roku, w dzień dziecka,
spotkałam tym razem samego chłopca, który stał przed moim domem i
w malutkiej rączce ściskał niewielki bukiecik zawilców.
Uśmiechnął się, pochwalił moją nową sukienkę, którą kilka
dni temu sama starannie wybrałam i upychając mi kwiatki w
warkoczyki, złapał za dłoń abym się nie zgubiła i zaprowadził
do szkoły. W naszą pierwszą, samotną podróż. Od tego czasu
przyjaźnimy się, z roku na rok coraz mocniej. A dzień dziecka stał
się dla nas pewnego rodzaju tradycją. Ja zawsze ubieram ładną,
zwiewną sukienkę, którą on chwali i wpina mi we włosy białe
zawilce, a potem idziemy razem na festyn… i tak było przez całą
podstawówkę, gimnazjum i teraz w liceum też…
-
A właśnie. Ładna sukienka. Nowa? - zaśmiał się chłopak
taksując mnie wzrokiem.
-
A dziękuje, tak. Przecież nie mogłam pokazać się w tej
zeszłorocznej! -powiedziałam niemal oburzona i sama zwróciłam
uwagę na strój chłopaka. Miał na sobie jasne obcisłe dżinsy,
białą bluzkę i czarną ramoneskę. Bardzo lubiłam go w takim
stroju. I dopiero teraz, z zaskoczeniem zauważyłam, że jego włosy
była o kila tonów jaśniejsze, przyjmując barwę zamiast czarnej
to mlecznej czekolady…
-
Ej… ty pofarbowałeś włosy? - parsknęłam śmiechem.
-
Tak… a co, źle? - przeczesał włosy zażenowany - Przecież
ostatnio się zachwycałaś włosami jakiegoś aktorka z dramy, że
taki ładny kolor… -mamrotał.
-
No ładny… ale przywykłam do ciebie w czerni- wzruszyłam tylko
ramionami a chłopak westchnął. - Tylko żeby cię ze szkoły nie
wrzucili - zaśmiałam się.
-
To ciebie powinni już dawno wyrzucić - parsknął i dotknął moich
farbowanych na blond włosów, które naturalnie miały kolor
ciemnego brązu.
Fakt.
Nasza szkoła była wyjątkowo tolerancyjna w kwestii wyglądu.
Po
kilkunastu minutach doszliśmy do naszego liceum. Weszliśmy przez
bramę i pierwsze co mnie uderzyło to okropny gwar. Na szkolnym
podwórku było poustawiane bardzo dużo przeróżnych stoisk, które
obsługiwali uczniowie naszej szkoły. Ja się w to nie bawiłam, nie
byłam zbyt popularna w szkole, ani pewna siebie. To nie dla mnie.
-
Oppa! Chcę koktajl! - powiedziałam do chłopaka, rzucając mu się
na plecy i wskazując na stoisko gastronomiczne gdzie były
sprzedawane ciasta, babeczki, koktajle, sałatki i różne słone
przekąski. Bo festyn ten organizowany był nie tylko dla uczniów, a
również dla ich rodziców i obcych ludzi, którzy chcieli na niego
przyjść. Rodzin z małymi dziećmi, przychodziły tam nawet starsze
osoby. A dochód ze sprzedaży jedzenia i gadżetów przygotowanych
przez uczniów, szedł do puli pieniędzy na szkolną wycieczkę.
Chłopak
zachichotał i pociągnął mnie w stronę stoiska. Odstaliśmy
chwilę w kolejce i podeszliśmy do lady zrobionej ze szkolnej ławki.
Stoisko obsługiwała dziewczyna z klasy Jongina należąca do
drużyny szkolnej siatkówki.
-
Czeeeeść Nini! - przywitała się trzepocząc rzęsami. A ja
przewróciłam oczami. Raz ktoś usłyszał jak tak na niego mówię
i nagle damska połowa szkoły zaczęła go tak nazywać.
-
Cześć - westchnął chłopak - dasz nam dwa koktajle? Jeden z hm…
truskawek, a drugi bananowy?
-
Jasne… wiesz, ja też bardzo lubię bananowy… - wyszczerzyła
się.
-
A może jednak daj dwa truskawkowe… - skrzywił się, a dziewczyna
posłała mi mordercze spojrzenie odchodząc w stronę kuchennego
stanowiska.
-
Czasem mam ochotę wytargać ją za te jej tlenione kudły… -
wysyczałam przyjacielowi do ucha stając na palcach, aby z moim
marnym metr sześćdziesiąt dosięgnąć jego metra osiemdziesięciu.
-
Sama jesteś tleniona kotku - zachichotał tarmosząc moje włosy.
-
Aish! Uważaj na kwiatki! - odepchnęłam jego dłoń - ale nie
jestem taka wkurwiająca jak ona!
-
Proszę… wasze koktajle - postawiła dwa kubki mocno na blat i
spojrzała się na mnie krzywo. Jongin zapłacił, wzięliśmy
koktajle i poszliśmy dalej, nawet się z dziewczyną nie żegnając.
Popatrzałam ze strachem na kubek.
-
A jak mi napluła do środka…?
-
Daj… - wziął ode mnie łyka - widzisz, nie powinnaś umrzeć na
zatrucie jadem - uśmiechnął się po czym zaczął pić swój
koktajl, bananowy.
-
A to mała zołza, jednak zrobiła ci bananowy!
-
Trudno. Nie chce mi się z nią użerać - szliśmy alejkami między
kolejnymi stoiskami. Poprawiłam sobie kwiatka we włosach.
-
A tak właściwie dalej kwiatki są od tej miłej starszej pani z
naprzeciwka?- zapytałam. Tak jak pierwsze zawilce w moich włosach,
zerwane zostały na szkolnym podwórku, tak kolejne Jongin ukradkiem
zrywał z ogródka swojej sąsiadki. Po jakichś trzech latach,
został na tym przyłapany. Ale pani Song była bardzo miła i jak
usłyszała historię tego, do czego są mu te kwiaty potrzebne, co
roku dostawał kosz pełen świeżych kwiatków.
-
Tak. Rano jak wyszedłem kosz stał już przed domem. I dostaliśmy
jeszcze piękne tulipany. W sumie mogłabyś je zobaczyć. Wpadniesz
po festynie do mnie? Mam trening później, więc mogłabyś
popatrzeć…
-
A właśnie, apropos treningu, będziesz coś dziś tańczył? Nie
miałam okazji zapytać, rzadko się ostatnio widzieliśmy… - Tak,
mój przyjaciel był tancerzem. W tym samym roku, w którym się
poznaliśmy zaczął ćwiczyć balet i jazz. Teraz, po dziesięciu
latach był już świetnym tancerzem, który często wyjeżdżał na
zawody.
-
Taaak… nie dało się wymigać od wuefistów - przewrócił oczami.
Właśnie
stanęliśmy przy prowizorycznej scenie. Występy właśnie dawały
dwie utalentowanie wokalnie dziewczyny z pierwszej klasy.
Powłóczyliśmy się jeszcze chwilę, po czym chłopak musiał
uciekać przygotować się do swojego występu. Stałam z
niecierpliwością pod sceną wyczekując na mojego przyjaciela. Po
chwili chłopak pojawił się na scenie. Ubrany w luźne czarne
ubrania stanął na środku i spojrzał w ziemię. W z głośników
popłynęła wolna, melodyjna piosenka, a Jongin się ruszył.
Uwielbiałam patrzeć jak tańczy. Jego delikatne ruchy, idealnie
wpasowanie w muzykę… Widziałam, że nie tylko ja patrzyłam się
jak zaczarowana. Byłam lekko zazdrosna, bo nie tylko ja mogłam go
oglądać… te kilka minut jego występu minęły nawet nie wiem
kiedy… zszedł ze sceny i umknął do szatni wuefu. Po chwili
wrócił, lekko spocony, ale ubrany w swoje ubrania. Wszedł w tłum,
przeciskając się w moją stronę wzbudzał ożywienie. Teraz na
scenie tańczyła Hyojin, dziewczyna z naszej szkoły, która
chodziła z Jonginem do jednej szkoły tańca i partnerowała mu
podczas duetów.
-
Jak ci się podobało? - pochylił się mrucząc mi do ucha.
-
Było świetnie. Jak zawsze. - uśmiechnęłam się i oddałam mu
telefon, który dał mi na przechowanie.
Chłopak
z delikatnym uśmiechem mnie objął i obejrzeliśmy tak resztę
występów artystycznych. Zaraz po tym stwierdziliśmy, że chyba już
wystarczająco dużo czasu tu spędziliśmy i czas do domu.
Zatrzymaliśmy się tylko jeszcze przy wejściu do budynku, bo
chłopak chciał skorzystać z toalety. Czekałam na niego na
szczycie schodów, obserwując biedronkę chodzącą po mojej dłoni,
którą zabrałam z metalowej barierki.
-
Cześć… - usłyszałam głos za sobą. Obróciłam się i
zobaczyłam dwie dziewczyny z naszej szkoły. Nie kojarzyłam ich z
imion.
-
Cześć… - przywitałam się zdezorientowana.
-
Słuchaj. Powiemy krótko. Jak ty to robisz, że trzymasz przy sobie
Jongina? Przecież nie jesteś ani ładna… ani chyba zbyt
rozrywkowa…
-
Dzięki, cenię szczerość - skrzywiłam się - ale nie rozumiem,
jak go trzymam…?
-
No, tyle dziewczyn go podrywa a on nadal wiernie przy tobie trwa… -
odezwała się w końcu druga z dziewcząt.
-
Ale… my nie jesteśmy parą… - pokręciłam głową.
-
Nie? To powiedz dlaczego, jak którakolwiek chce go gdzieś zaprosić,
to się wymiguje… i cały czas chodzi przy tobie…?
-Nie
wiem… ale... -zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć gdyż
odezwała się znów druga dziewczyna.
-
A może on jest gejem! I ukrywa się, i chodzi za nią aby to go
kryło… ale też dużo czasu spędza z tym no… Taeminem nie…? -
powiedziała właściwie do koleżanki, ale sama zaczęłam się nad
tym zastanawiać. Faktycznie… jeszcze nigdy nie widziałam go z
żadną dziewczyną… dużo czasu spędza z Taeminem… często go
przytula… coś w tym może jest… ale nie… bo Taemin miał
dziewczynę… dopiero zerwali… chyba że… to Jongin jest
nieszczęśliwie zakochany! Tak, to by miało sens…. Przygryzłam
wargę zatapiając się w swoich rozmyślaniach. Zupełnie
ignorowałam dziewczyny, które nadal trajkotały przy mnie. Ale…
przecież nawet jeżeli Jongin wolałby chłopców… to nic nie
zmieni w naszej relacji… zawsze będzie moim najwspanialszym
przyjaciel. Potrząsnęłam głową, jakby chcąc w ten sposób
wyprzeć głupie myśli. Zerknęłam na drzwi akurat w momencie,
kiedy te się otworzyły i przeszedł przez nie Jongin. Podszedł do
mnie i spojrzał zaskoczony na nastolatki, które już otwierały
usta.
-
Dobra, my spadamy, nie Nini? Śpieszno nam- zachichotałam nerwowo i
złapałam go za ramię ciągnąc w stronę wyjścia. Nie chciałam
aby palnęły przy nim coś głupiego… wolałam sama z nim to
załatwić.. delikatnie. Przez całą drogę zamiast słuchać co
opowiadał, bacznie go obserwowałam błądząc myślami. W końcu…
nie wyglądał na geja… zawsze wydawał mi się bardzo męski…
nie miał w sobie… no nic takiego! Gejów można zazwyczaj poznać!
-
Czemu się mi tak przyglądasz…? - zarumienił się przeczesując
farbowane kudełki.
-
Aa… przepraszam, zamyśliłam się - spuściłam wzrok.
-
Uhm… - mruknął tylko chłopak.
***
-
Dzień dobry! - krzyknęłam wchodząc do jego domu. Po drodze
wstąpiliśmy jeszcze do naszej ulubionej restauracji po kurczaka i
postanowiliśmy, że zjemy je w domu oglądając jakiś film,
ponieważ do jego treningu mamy jeszcze dużo czasu.
-
Nie musisz. Nikogo tu dziś nie ma - westchnął odstawiając swoją
torbę w przedpokoju i przechodząc do kuchni, gdzie postawił
pudełko z jedzeniem na stole. Umyliśmy ręce i kiedy Jongin
wykładał nasz obiad i nalewał nam napoje, ja poszłam po jego
laptopa. Kiedy wszystko było już gotowe, rozwaliliśmy się na
kanapie w salonie, chłopak podłączył swój laptop do telewizora i
włączył nam jakiś horror. Siedziałam z wyciągniętymi nogami,
opierając się o chłopaka powoli obgryzając kawałek panierowanej
piersi z kurczaka. Wraz z rozwojem akcji filmu, coraz częściej
wzdrygałam się wystraszona. Może dla niektórych to dziwne, że
oglądamy film grozy w środku dnia, ale jako małe dzieci często
tak robiliśmy aby nie bać się aż tak bardzo, więc do dziś nam
nie przeszkadza jakakolwiek pora. Każda jest dobra.
-
Przestraszona? - zachichotał chłopak - oppa przytuli dobrzeeee…?
- powiedział cicho, po czym wsunął swoje ramiona pod moje
obejmując mnie, na wpół leżącą na nim, w tali. Oglądaliśmy
dalej w ciszy, tylko chłopak zaczął powoli głaskać mnie po boku.
Po chwili, jedna jego ręka zeszła na moją nogę w okolicy kolana.
Próbował drapać mnie po plecach, ale zrezygnował wiedząc, że w
sukience musiałby mi ją podwinąć pod sama górę, aby zrobić to
właściwie. Słyszałam jak głośno przełyka ślinę i jak
zerknęłam w górę, zobaczyłam, że przygryza wargę…
wyciągnęłam dłoń i pogładziłam go palcami po linii szczęki,
przechodząc na szyję i obojczyk. Zerknął na mnie zaskoczony. W
oczach miał mieszaninę czegoś w rodzaju… rozczulenia i
nadziei...? Już chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu.
-
Słuchaj Nini… wiesz, że ze mną możesz być szczery, nie…?
Więc… powiedz mi… jesteś może czasem gejem? - zapytałam
prostu z mostu.
-
Co…? - zmarszczył brwi.
-
No gejem… i z Taeminem… kochasz go, prawda?
-
Nie jestem żadnym gejem! - uniósł się, po czym cicho przeklinając
pod nosem, odsunął się ode mnie i jednym haustem wypił szklankę
coli z resztkami niemal już roztopionego lodu. Spojrzał na mnie.
Teraz wyglądał na wkurzonego.
-
Skąd ty to w ogóle wzięłaś?! Dałem ci kiedyś powód do tego
abyś tak myślała?!
-
No wiesz… nigdy w moim towarzystwie nie mówiłeś nic o
dziewczynach… która ci się podoba i tak dalej…
-
Może jest tego inny powód, co? - wymamrotał tak cicho, że ledwo
go usłyszałam.
-
Co?
-
Nic nic. Nie, nie jestem gejem. Przysięgam - westchnął.
-
Ale… czemu zawsze odmawiasz wszystkim dziewczynom…?
-
Hmm… powiedzmy, że mam już dziewczynę, którą lubię… -
powiedział potwornie się rumieniąc.
-
Serio? - zerwałam się na klęczki - Kto to?! - uśmiechnęłam się.
-
Nieważne… - spuścił wzrok.
-
Ale wiesz, że mi zawsze możesz powiedzieć, nie…? - przytuliłam
go - W końcu jesteśmy przyjaciółmi!
-
Taaa… przyjaciółmi… - przejechał mi dłońmi po ramionach, a
mnie przeszły ciarki - Zimno?
-
Mhm… - potaknęłam, ale to nie była prawda. W końcu nie mogłam
powiedzieć mu, że to moje ciało tak reaguje na jego dotyk…
szczególnie nie teraz…
***
Siedziałam
na szerokim parapecie w studiu tanecznym i oglądałam parę, która
wiła się razem na parkiecie. Wyglądali razem jakby tańczyli jakiś
taniec godowy. Jongin podnosił swoją partnerkę, ocierał się o
nią… Całym swoim ciałem błagał o jej uwagę. Poczułam ukłucie
zazdrości. Nie lubiłam jak jakakolwiek dziewczyna była tak blisko
niego… A co to będzie jak w końcu zejdzie się z tą swoją
ukochaną… Pewnie na niego nie zasługuje…
Kiedy
odtwarzacz wydał ostatnie takty piosenki, para siedziała na
podłodze, przytulona i patrząca sobie głęboko w oczy. Już siedem
razy tańczyli tą ich wspólną, konkursową choreografię. Mój
przyjaciel nadal patrząc dziewczynie głęboko w oczy, uśmiechnął
się szeroko i zachichotał. Wyglądał tak szczęśliwie… jak
nigdy przy mnie…
I
nagle wszystko ułożyło mi się w jedną całość.
Ona
była tą dziewczyną. To w niej zakochany był Jongin. I w sumie nic
dziwnego… miała piękną twarz, idealną figurę - nie była za
chuda, do tego wszystkiego czarne, gęste i błyszczące włosy
sięgające pasa. Była idealna. Tak jak on…
Zabrałam
swoja torebkę i wyszłam. Nie zauważył, ale to dobrze, nie
chciałam im przeszkadzać…
***
Nazajutrz
wyszłam z domu wcześniej niż zwykle, tak żeby nie spotkać
swojego przyjaciela. Wiem, że to dziecinne… ale musiałam go
unikać…
Zmieniając
buty na korytarzu przy swojej szafce, zauważyłam Hyojin. Szybko
nałożyłam swoje szkolne trampki i pobiegłam za dziewczyną.
Złapałam ją za ramię tuż przed tym kiedy miała wejść do
swojej sali lekcyjnej.
-
C-cześć… - wydyszałam - możemy chwilę porozmawiać?
-
Cześć… jasne… - spojrzała zaskoczona zatrzymując się.
-
Ale... może chodź gdzieś, gdzie jest mniej gapiów - poszłam w
stronę niewielkiej wnęki okiennej, a dziewczyna grzecznie poszła
za mną. Kiedy obie stanęłyśmy już w niewielkiej przestrzeni,
zapatrzyłam się na zalane słońcem boisko i ciężko westchnęłam.
-
Słuchaj... - zaczęłam po czym zacięłam się i przygryzłam wargę
- Czy… Jongin… on rozmawiał wczoraj z tobą? - powiedziałam
starając się przybrać obojętny ton głosu.
-
Co? Kiedy? - zapytała skubiąc końcówki włosów.
-
No… kiedy wyszłam. Bo zauważyliście, że wyszłam…?
-
Nie trudno było… Jongin zaraz jak wyszłaś za tobą pobiegł, ale
mu gdzieś znikłaś… - westchnęła.
No
cóż… możliwe, że to dlatego, że ukryłam się w jednym z
bocznych korytarzy i siedziałam skulona na kanapie…
-
Uhm… przepraszam… ale Jongin ma ci coś do powiedzenia… tylko
jest taką nieśmiałą sierotką - zachichotałam nerwowo.
-
Co niby? – prychnęła.
-
No ten… Jongin jest w tobie zakochany… - zaczęłam drapać
paznokciem materiał spódnicy swojego mundurka - To dlatego nigdy
nie było widać go z dziewczyną i wszystkim odmawiał… On serio
się zakochał… ale wstydził się powiedzieć… I on tu idzie,
więc na razie… - wychyliłam się lekko za ściany i zauważyłam,
że chłopak szybkim krokiem idzie korytarzem w naszą stroną
czujnie się rozglądając.
-
Powodzenia - rzuciłam tylko jeszcze do dziewczyny i uśmiechnęłam
się kwaśno, po czym niemal biegnąc, poszłam w przeciwną stronę
niż znajdował się mój przyjaciel… Do swojej sali przyszłam
wraz z dzwonkiem. Pierwszy raz się cieszyłam, że z Ninim nie
chodzimy do tej samej klasy.
Po
trzech lekcjach stwierdziłam, że zostaję na przerwę w sali.
Miałam dosyć bawienia się w mission impossible w szkole i chowania
się po kątach. Tępo wpatrywałam się przez okno na pierwszą
klasę, która miała wuef na zewnątrz. Położyłam głowę na
ławce i przymknęłam oczy… jakie to głupie… zamiast cieszyć
się, że mój własny przyjaciel będzie szczęśliwy, to męczyło
mnie to, że to kto inny da mu to szczęście… może i byłam
samolubna… ale co ja mogłam na to, że się zakochałam…?
To
jego wina… to on był zawsze ze mną… to on był taki miły… to
on mnie tulił, kiedy płakałam… jak ja miałam się nie zakochać?
A teraz jeszcze idzie do innej… ale no… szczerze… nie byłam
materiałem na dziewczynę. Zacisnęłam mocniej powieki aby nie dać
uciec z nich żadnej łzie. Poczułam szturchnięcie w ramię.
Podniosłam głowę i zauważyłam że stoi nade mną Taemin,
najlepszy kumpel Jongina. Miał zaciętą minę.
-
Chodź no ze mną - powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Próbowałam się postawić, ale niestety byłam o wiele słabsza.
Chłopak bez słowa wyjaśnienia mnie gdzieś ciągnął. Mówiłam
żeby puścił, ale nie słuchał się. Zatrzymał się dopiero w
najdalszym kącie szkolnego podwórka. Pod dużym, starym bukiem,
gdzie stał podniszczony, betonowy stół ping-pongowy. Było to
miejsce gdzie często razem, we trójkę spędzaliśmy długie
przerwy. Popchnął mnie lekko w stronę postaci siedzącej na stole.
-
Porozmawiajcie sobie - mruknął i odszedł. Przez chwilę staliśmy
w ciszy, pierwsza się odezwałam.
-
Co tu robisz…?
-
Siedzę, a co? - powiedział oschle Jongin.
-
Czemu nie jesteś z Hyojin…?
-
Ach, no tak. Jestem w niej zakochany - prychnął i rzucił kamieniem
w pień drzewa.
-
N-no tak…
-
Skąd ty to w ogóle wzięłaś, co…?
-
No bo wczoraj… tak się do niej uśmiechałeś… wyglądałeś na
szczęśliwego… no i jest ładna…
-
Dla mnie nie jest! A się cieszyłem jak głupi tylko dlatego, że w
końcu nam układ wyszedł idealnie. Po prostu. Chciałem się
pochwalić, ale ciebie do cholery już nie było! - w końcu się do
mnie odwrócił. Na policzkach miał wypieki i wyglądał na
wściekłego.
-
A-ale…
-
Ale?! Ale?! Mogłabyś do cholery nie decydować za mnie?! Chyba
lepiej wiem w kim się kocham i do diabła nie jest to ona! -
wzburzony aż wstał z miejsca, a ja się skuliłam. Kucnęłam i
chowając twarz w kolanach zaczęłam cicho płakać.
-
I co ryczysz, co…? - zapytał już łagodniej.
-
B-bo krzyczysz…
-
Przepraszam… I co, jestem nieśmiałą sierotką, tak…? -
prychnął cicho - Ale może masz rację… w końcu przez tyle czasu
nie odważyłem się powiedzieć dziewczynie, którą naprawdę
kocham o tym… Ale wiesz co? Pieprzyć to… Myślę, że gorzej
niż teraz być nie może… - podszedł do mnie i podniósł na
nogi. Włosy przerzucił do tyłu i otarł palcami moje łzy - to ty
nią jesteś… to w tobie się zakochałem…
-
C-co…? - wydukałam. Czy to jakiś żart? Zemsta za plotki?
- No to… kocham ciebie głupia… to
przez ciebie nigdy nie przyjmowałem żadnych zaproszeń dziewczyn…
bo chciałem abyś to była ty… wystarczało mi bycie tak jak
byliśmy… bo bałem się, że inaczej się nie da… ale chciałem…
chciałem mieć ciebie jeszcze bliżej… całować cię, trzymać za
rękę... męczyło mnie to, ale udawałem, chyba całkiem nieźle,
co…? - zaśmiał się ponuro - ale coraz częściej było mi
ciężko… byłem zazdrosny jak ten koleś w okularach chciał cię
wziąć na bal…- skrzywił się. Faktycznie, jeden trzecioklasista
chciał abym była mu parterką na balu, ale odmówiłam, bo po
prostu typa nie znosiłam.
-
Więc nie wiem, co z tym zrobisz - kontynuował - ale chcę być choć
raz szczery sam ze sobą… - westchnął.
-
J-jak długo…? - zapytałam się.
-
Co…?
-
To trwa…
-
Hm… sprawę z tego zdałem sobie, kiedy przyszłaś tu do szkoły…
czyli już prawie dwa lata…
-
Uhm… - potaknęłam tylko, po czym rzuciłam mu się w ramiona.
-
W porządku? Dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony.
-
Tak głupku! Ale ja cię też kocham! - wychlipałam - i też byłam
zazdrosna… za każdym razem, jak jakaś dziewczyna się do ciebie
przystawiała… jak tańczyłeś z Hyojin i byłeś z nią tak
blisko… ale chciałam abyś był szczęśliwy…
-
Z Hyojin to tylko taniec, tak naprawdę tylko z tobą chciałbym być
tak blisko… - pociągnął mnie i posadził na stole samemu
siadając obok. Chwilę siedzieliśmy przytuleni.
-
Czyli co…? Teraz mogę cię nazywać dziewczyną zamiast
przyjaciółką…? -zapytał.
-
Zdecydowanie… - potaknęłam.
-
A ten… pójdziesz ze mną na bal…? - zapytał rumieniąc się.
-
Oczywiście - zachichotałam - chciałam pójść z tobą… - moją
wypowiedź przerwał dzwonek. Ale Jongin zamiast się ruszyć,
jeszcze mocniej mnie do siebie przycisnął.
-
Nie idziemy…? - zapytałam.
-
A czy małe wagary jeszcze komuś zaszkodziły…? - uśmiechnął
się szeroko, tak… szczęśliwie, po czym mnie mocno pocałował.
Nie, zdecydowanie nikomu nie zaszkodzą wagary…
Dziękuję bardzo za to że zostałam wybrana, naprawdę nie mogłam uwierzyć, ale to bardzo miłe. Mam nadzieję że jeżeli ktokolwiek to przeczyta to chociaż trochę mu się spodoba ^^
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze gratulujemy! :D
Usuń