DRUGIE MIEJSCE W KONKURSIE

Kolejny dzień i kolejne opowiadanie konkursowe! Tym razem jest to zwyciężczyni drugiego miejsca Anastazja Stolar (Mici). Raz jeszcze serdecznie gratulujemy! :D



"Zostań wiecznie"

Prześladowania w szkole... o tym czyta się w gazetach, widzi w wiadomościach w telewizji, ale czy kogoś zastanawiało to, jak czuje się osoba pokrzywdzona? Co się dzieje i do czego prowadzą zachowania osób wyżywających się na niewinnych? Po zadaniu sobie takich pytań pewnie wiele osób podejmuje jakiś tok myślenia, próbuje wyobrazić sobie chociaż jedną ze scenek prześladowania... Tego nie można sobie ot, tak wyobrazić.
Jestem Sung MiChi i opowiem Wam moją historię.
Seul – miejsce, w którym się urodziłam i mieszkałam od dzieciństwa. W Seulu również uczęszczałam do szkoły z dość wysokim poziomem nauczania. Nie narzekałam, lubiłam się uczyć, ale niestety psuła to jedna rzecz... hmm, a raczej kilka osób. Z reguły byłam osobą bardzo nieśmiałą, nielubiącą się za bardzo wychylać. Uważałam to za dość dobrą cechę, bo nie szukałam rozgłosu jak inni. Niestety byłam w błędzie, a doszłam do tego, gdy poszłam do gimnazjum. Od tamtego czasu moje życie zaczęło tracić jakikolwiek sens... Świat nie był już jak z bajki, a każdy dzień stawał się obozem przetrwania. Wszystko to za sprawą trzyosobowej grupki dziewczyn z mojej klasy — piękne, popularne, bogate... puste laski. “Obrały” mnie za swój cel, bo byłam najsłabsza i wiedziały, że nie będę się przeciwstawiać ich działaniom, ani nigdzie na nie, nie doniosę.
Liceum... Tu sprawy zaczęły przybierać coraz to szybszego obrotu. Prześladowania z ich strony się nasilały, a ja stawałam się coraz większym wrakiem człowieka — o to im właśnie chodziło. Codziennie zadawałam sobie pytanie “Czemu? Co ja takiego zrobiłam?”, ale niestety nigdy nie dostawałam odpowiedzi. Można by zadać pytanie, czemu się na przykład nie przeniosłem do innej szkoły — odpowiedź jest prosta: bałam się cokolwiek zrobić. Wcześniejsze groźby zapadły mi głęboko w pamięć, chodziły mi po głowie, gdy chciałam wykonać choć jeden krok w stronę wyjścia “Ucieczka”.
Wiosna — moja ulubiona pora roku. Wszystko wtedy rozkwita, zwierzęta wracają do kraju — do swoich domków, można zrezygnować z grubej warstwy ubrań... Niestety w tę porę roku wypadały urodziny jednej z moich prześladowczyń, w dodatku “szefowej” tej pustej szajki. Pozostała dwójka (KiuMi, JeKi) postanowiła, że zostanę ich prezentem dla Kang HaRi. W jaki sposób? Miałam robić za tort urodzinowy.
Przed lekcjami zaciągnęły mnie na tyły szkoły. HaRi stała już z dwiema innymi dziewczynami z przepaską na oczach i śmieszną, urodzinową czapeczką na głowie. Próbowałam się wyrwać, ale niestety bezskutecznie. Kiu dała znak ręką, aby zdjęły już chustę, mnie natomiast rzuciły na twardy beton, przez co poczułam, jak moje kolana zaczynają krwawić od siły uderzenia o powierzchnię. Na raz całą czwórką zaczęły śpiewać:
~ Saeng il chuk ha ham ni da, saeng il, chuk ha ham ni da, sarang ha neun HaRi, saeng il chuk ha ham ni da~
~ Najlepszego! - krzyknęła JeKi.
~ Mamy niespodziankę jedyną w swoim rodzaju! - wskazała na mnie palcem jedna z nich. - Zrobimy dla Ciebie specjalny tort~!
~ Krok pierwszy: wbić jajko – nagle poczułam, jak na mojej głowie rozbijane są dwa, może trzy jajka... Żółtko rozlało się po moich włosach, na policzkach i mundurku.
~ Krok drugi: dodaj mąkę – cała torebka białej mąki znalazła się na mnie, mieszając się z jajkiem. Moje łzy oraz szybciej spływały po policzkach.
~ Krok trzeci: dodaj specjalny sos – poczułam, jak ze wszystkich stron oblewa mnie ciecz o zabójczym „zapachu”. Śmierdziało niemiłosiernie, a z mieszanką jajek i mąki było jeszcze gorzej.
Któraś z dziewczyn pociągnęła mnie za włosy – zabolało i okazałam to cichym jękiem.
~ HaRi, wszystkiego najlepszego~!!! - krzyknęły tak, aż się echo odbiło.
Jubilatka spojrzała na mnie, w jej oczach widziałam nienawiść do mnie. Gapiła się na mnie przez dłuższą chwilę, po czym jej kącik ust się uniósł, potem drugi, aż w końcu ukazała swe białe zęby. Podeszła do mnie bliżej, a ja odruchowo złożyłam dłonie w pięści.
~ Jestem rozczarowana... że nie mogę zjeść tak wspaniałego tortu~ Gomawoo~! Jestem naprawdę wzruszona~! - krzyknęła zadowolona, ściskając swoje przyjaciółeczki.
Odeszły, zostawiając mnie samą. Poczułam ulgę, gdy ich sylwetki zniknęły za ścianą... Przez chwilę nie mogłam się ruszyć, przez łzy praktycznie nic nie widziałam. Poczułam zażenowanie, złość do samej siebie, że jestem, aż tak słaba i beznadziejna... Zebrałam się do kupy, próbując choć trochę pozbyć się śmierdzącej mieszaniny z włosów, jak i z ubrania. Postanowiłam, że przebiorę się w dres [od WF'u], który miałam w szatni i od razu skorzystam z tamtejszego prysznica. Tak też zrobiłam.
Szłam korytarzem, wszyscy zaczęli się ode mnie odsuwać i to nie dlatego, że mnie nie lubili, czy gardzili, po prostu smród nie chciał się ulotnić, nawet po umyciu się i przebraniu w świeże ubrania. Słyszałam szepty i gesty wykonywane przez uczniów tego liceum. Ignorowałam to. Nie obchodzili mnie oni. Nic mnie już nie obchodziło.
Przez cały dzień musiałam znosić docinek nie tylko ze strony kochanej trójeczki, ale też innych uczniów z mojej klasy i szkoły. Na szczęście w ten dzień kończyłam dość szybko lekcje. Po powrocie do domu tylko rzuciłam się na łóżko i zaczęłam ryczeć – dzień jak co dzień. Rodziców jak zwykle nie było... Ich nigdy nie było, gdy byli mi potrzebni, bo przecież praca ważniejsza od ich własnej, rodzonej córki. Nienawidziłam ich za to, nienawidziłam ich, bo nie zauważyli tego, jak spadam na dno... samo dno.
Moja nienawiść, złość przeobrażała się na próby samobójcze, do których „na szczęście” nie dochodziło. Byłam za słaba, żeby skoczyć z wysokości lub założyć sobie sznurek na szyję. W gimnazjum to się wszystko zaczęło...Głupi wiek ciągnął tylko do jednego – ostre narzędzie. Mimo wielokrotnych prób nie umiałam zrobić tego tak, żeby skończyć ze sobą raz na zawsze. Wszystkie swoje emocje postanowiłam przelać na papier, tworząc rysunki. Rysowanie dziwnie uspokajało moje ciało, które ciągle drżało, umysł, w którym ciągle chodziły wydarzenia minionych (i przeżytych) dni.
Kolejne tygodnie mijały praktycznie tak jak każdego dnia. Byłam traktowana gorzej niż zwierzę. Poniżanie, wyzywanie, ciąganie za włosy, policzkowanie... to tylko krople w całym morzu. Czemu nikt nie reagował? Bali się, że oni też skończą jak ja, ale to chyba logiczne. Nauczyciele bagatelizowali sprawy przez wpływowych i bogatych rodziców dziewczyn — wiadomo, pieniądz nie śmierdzi. Do rodziców straciłam zaufanie już dawno, traktowałam ich bardziej jako obcych niż bliską mi rodzinę.
Był początek maja, pogoda była bardzo ładna. Tamtego dnia miałam bardzo dużo zajęć i dodatkowo kółko pozalekcyjne. Nie chciało mi się wtedy długo siedzieć w szkole, ale myślą pocieszającą w tamtej chwili było to, że nie było jednej z moich prześladowczyń. Ulżyło mi wtedy, bo tylko w trójkę ich działania były bardzo natarczywe. Nie odczuwałam bardzo wtedy ich działań, bo miałam wyjątkowo dobry humor. Nie wiem czemu, to tak po prostu przyszło. Wzięłam to za oznakę, że ma się wydarzyć „coś dobrego”.
Lekcję skończyłam o 15:40 i od razu udałam się do sali po drugiej stronie budynku, w której miałam mieć zajęcia artystyczne. Udałam się do sali numer 12. Drzwi niestety były zamknięte, ale wisiała na nich kartka z ogłoszeniem
„Uczestników koła artystycznego prosimy o stawienie się w bibliotece. Obecność obowiązkowa”
Zgodnie w kartką pokierowałam się do biblioteki na parterze. Nie chciało mi się tam iść, a w szczególności o takiej porze. Niestety obecność na kole była wliczana w ocenę roczną, więc chcąc nie chcąc musiałam tam być.
Na miejscu dowiedziałam się, że w ramach zajęć mamy pomóc w bibliotece układać książki, bo nasz nauczyciel zachorował. Każdy z nas po wpisaniu się na listę dostał inny przydział w książkach. Dostały mi się kryminały i dramaty, czyli najwięcej układania z tego wszystkiego. Wzięłam pierwszą książkę, nosiła tytuł „Cokolwiek myślisz – pomyśl odwrotnie” - 'ciekawy tytuł' – pomyślałam. Ułożyłam ją do działu z książkami odpowiedniego do jej rodzaju. Jeszcze raz spojrzałam na okładkę 'Chciałabym tak pomyśleć' i wróciłam do reszty książek.
Układałam jedna po drugiej, a czas mijał. W końcu ułożyłam wszystkie i mogłam już się zbierać do domu. Pożegnałam się z bibliotekarką oraz opiekunem nadzorującym i wyszłam ze szkoły. Spojrzałam na zegarek w telefonie – było już po osiemnastej. Miałam to nieszczęście, że ostatni autobus, którym mogłam jechać bezpośrednio do domu, był właśnie o godzinie osiemnastej. 'Cholera, co ja teraz zrobię?' - po krótkich rozkminach, musiałam wybrać jednak drogę na pieszo.
Wyciągnęłam słuchawki z plecaka, podłączając je od razu do mojego telefonu. Puściłam muzykę i ruszyłam przed siebie. Czekały mnie trzy kilometry piechoty, więc szłam dość szybkim tempem.
Byłam w połowie drogi, przede mną był most – jak ja nienawidziłam mostów! Zawsze bałam się, że się cały zapadnie i wtedy zginę... były to jednak dziecięce fantazje. Ruszyłam do przodu, będąc w połowie, coś mnie zatrzymało, a mianowicie ktoś pociągnął mnie za plecak. Bałam się odwrócić, myśląc, że to jest jakiś pedofil lub pijany człowiek, który tylko szuka zaczepki. Po chwili sama zostałam obrócona, a moim oczom ukazały się trzy znane mi mordy – HaRi, KiuMi, JeKi. Poczułam, jak mi nogi robią się jak z waty.
~ A dokąd to się tak spieszy, nasza mała Mici, hm? - pogładziła moje włosy, HaRi.
~ Nie stęskniłaś się za nami? Dzisiaj jakoś nas hmm unikałaś?
~ Zo-zostawcie mnie... pro-proszę... - odezwałam się ledwo słyszalnie. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Na ich twarzach gościły uśmiechy – jak zawsze.
~ Co mamy zrobić? Powtórz! – HaRi, która wciąż trzymała rękę na moich włosach, pociągnęła je. Wywołało to u mnie przeciągły jęk, symbolizujący mój ból.
~ Jesteśmy przecież twoimi przyjaciółkami, prawda? No powiedz...
Odpowiedziałam tylko ciszą. Nie chciałam dawać im tym satysfakcji. Bałam się, że jednak będę musiała zapłacić za to „nieposłuszeństwo”.
~ Odpowiadaj, jak do ciebie mówimy! – uderzyłam plecami o barierkę, zabolało.
~ Jesteś dziś strasznie niegrzeczna... – dostałam w policzek od JeKi.
~ Pro-proszę... - wydukałam.
~ Prosi to się świnia, Mici... odpowiedz, czemu jesteś dzisiaj taka nieposłuszna? Hm? - kolejne pchnięcie o barierkę. Słyszałam jak [ona] skrzypi – chyba była niestabilna.
~ A może znalazłaś sobie inne przyjaciółki~! - zaczęły mnie odbijać od siebie jak piłkę od siatkówki... Raz JeKi raz HaRi, raz HaRi raz KiuMi... Aż w końcu po raz kolejny barierka.
Odgłosy, które wydawała barierka, zaczęły mnie niepokoić...
Oprócz krzyków dziewczyn i kolejnego pchnięcia na zieloną barierkę usłyszałam trzask... Niestety stara barierka pod wpływem nacisku mojego ciała odgięła się, a ja w wyniku tego zaczęłam spadać z mostu...
Panicznie próbowałam złapać się czegoś w powietrzu. Wiedziałam, że nic tam nie ma, ale wierzyłam, że jednak coś złapię... ale nic z tego. Z dużą prędkością uderzyłam o taflę wody – zabolało niemiłosiernie. Byłam pod wodą, próbowałam się wydostać na powierzchnię, ale niestety nie udało mi się to – byłam już za głęboko. Zabrakło mi sił, a zaraz potem tlenu. Powoli zamykałam oczy... dałam się otulić wodnej otchłani. Po cichu podziękowałam, że moje katorgi w końcu się skończyły i nie będę już musiała kolejnych dni traktować jak obóz przetrwania... ale podziękowałam również za to, że jednak miałam szansę na życie.

ГGrupka chłopaków szła właśnie wypocząć do ulubionego parku po drugiej stronie Seulu. Szli rozbawieni, żartując i śmiejąc się z najmniejszych rzeczy — po prostu cieszyli się z wygranego konkursu muzycznego. Jako grupa Bangtan Boys już bardzo dużo osiągnęli, a ten konkurs był ich najważniejszym w całej karierze. Nie mogli uwierzyć, że byli dopiero w pierwszej klasie liceum, a tyle już osiągnęli.
Idąc, zatrzymali się na chwilę przy moście. Zatrzymali się, ponieważ zainteresowali się grupą dziewczyn. Przyglądali się całej akcji, jak kilka dziewczyn znęca się nad długowłosą, zapłakaną dziewczyną. Jeden z nich - Taehyung chciał podbiec do nich, ale zatrzymany został przez NamJoon'a.
~ Poczekajmy, to nie nasze sprawy — odezwał się lider zespołu.
~ Jak nie nasze!? Kurwa mać, widzisz, co tamte dziewczyny wyprawiają!? - V wskazał palcem w stronę, gdzie rozgrywała się cała akcja.
~ NamJoon, może jednak pójdziemy sprawdzić, o co biega? Wszystko to wygląda nie za ciekawie...- odezwał się spokojnie Jin.
Po chwili namysłu lider pokiwał głową. Mieli już ruszać, gdy usłyszeli głośny trzask. Stanęli wmurowani, na widok chwiejącej się dziewczyny, która po chwili spada przez zerwanie barierki. Wychylili się i zobaczyli, jak postać znika pod taflą wody. Nikt z nich nie mógł momentalnie się ruszyć z miejsca...
~ Weź moją kurtkę — powiedział Suga, podając swoją czarną kurtkę Jimin'owi.
~ YoonGi, co ty wyprawiasz!? - szarpnął go za koszulkę Rap Monster.
Chłopak tylko spojrzał w jego stronę i przeszedł na drugą stronę barierki, stojąc na samej krawędzi drogi.
~ YoonGi, Yo-YoonGi!!! - chłopak nie zareagował na wołanie chłopaków, po prostu skoczył, puszczając się zielonej poręczy.
Zamknął oczy, gdy zbliżał się do tafli wody... Będąc już pod nią zaczął "poszukiwania". Nie zwlekał z niczym, bo widział, że nie ma za dużo czasu. Widoczność pod wodą była bardzo ograniczona, co chłopakowi utrudniało szukanie dziewczyny. Czuł, że powoli brakuje mu powietrza, ale postanowił szukać dalej. Bał się, że jej nie znajdzie. Już wcześniej chciał zareagować – tam na moście, ale wyprzedził go TaeHyung. Był zły, że od razu nie podjął żadnych działań, żeby pomóc tej biednej istocie. Chciał również jej pomóc, bo rozpoznał mundurek — zapewne chodziła do tej samej szkoły co on i jego przyjaciele.
Po chwili zauważył dziewczynę — jej włosy delikatnie poruszały się zgodnie z prądem wody, ręce miała skierowane mu górze, jakby oczekiwała na jakąkolwiek pomoc, oczy miała zamknięte i wyglądała bardzo smutno. Suga natychmiastowo podpłynął do niej, złapał jej plecy, drugą rękę umieścił pod jej kolanami. Szybko skierował się ku górze, kurczowo trzymając dziewczynę, czując, że ma ostatki tlenu w płucach.
Łapczywie zaczął łapać powietrze, gdy znalazł się na powierzchni. Szybko pokierował się na brzeg, na którym czekali już jego znajomi. Dwóch z nich wparowało do wody, aby pomóc mu wnieść dziewczynę na brzeg. Ułożyli ją na swoich kurtkach, Suga natychmiast przystąpił do udzielania pomocy. Sprawdził tętno — brak reakcji. Ułożył ją na boku i odchylił głowę, aby woda, która się dostała, spokojnie mogła się "wydostać".
~ Martwiliśmy się, długo cię nie było... - odezwał się nieśmiało Jungkook.
~ Co to miało znaczyć!? Mogłeś równie dobrze utonąć! - lider był najwidoczniej zdenerwowany zachowaniem chłopaka.
~ Miałem pozwolić jej się utopić!? Patrz na nią. - wskazał palcem na dziewczynę. - To jest uczennica naszego liceum... Miałem się dowiedzieć, że przez nieokazanie pomocy, zginęła nasza koleżanka!? Pomyśl w końcu! Ostatnio stałeś się egoistą, NamJoon! - YoonGi również się zdenerwował. Postanowił, że zamiast marnować czas na wykłady, przystąpi do dalszych działań reanimacji. Zaczął od trzydziestu uciśnięć i dwóch wdechów – Jimin, proszę, zadzwoń po karetkę. Powiedz, że mamy tutaj nieprzytomną szesnastoletnią dziewczynę, brak reakcji. Aktualnie wykonywana jest reanimacja. - spojrzał na plakietkę przy marynarce od mundurka — Sung MiChi, tak się nazywa.
Jimin zrobił to, co miał zrobić. YoonGi nadal reanimował.
Minęło dobrych kilka minut, a dziewczyna nie dawała żadnych oznak życia.
~ YoonGi... YoonGi... - Hoseok złapał za jego ramie. - Daj sobie spokój... Ona...ona już...
~ ... nieżyje — dokończył za przyjaciela, TaeHyung.
Chłopak opadł z sił, a po jego policzku spłynęła łza. Miał już wstawać, gdy dziewczyna zaczęła kaszleć. Chłopak szybko przewrócił ją na bok.
~ Halo, nic Ci nie jest? Jestem Min YoonGi. Czy wiesz, co się stało? - zbliżył twarz do dziewczyny, żeby lepiej ją widzieć.
~ N-nie - dziewczyna się ledwo słyszalnie odezwała.
Po chwili zaczęła zamykać oczy, jakby znów dała się ponieść Aniołowi Śmierci.
~ MiChi nie zamykaj oczu, proszę... Hallo~ - poklepał ją delikatnie po policzku.
W samą porę przyjechała karetka. Opowiedzieli wszystko, co się wydarzyło, natomiast ratownicy podpięli nieprzytomną dziewczynę pod urządzenie i odjechali, zostawiając chłopaków samych. Suga był zły, bo nie pozwolili mu jechać razem z nimi w karetce, ale dowiedział się, do którego dokładnie szpitala zabierają dziewczynę. Chciał się dostać jak najszybciej do tego szpitala, bo chciał wiedzieć, czy dziewczyna przeżyje – zależało mu na tej informacji. Pożegnał się z grupą chłopaków i jak najszybciej zaczął biec — mniej więcej wiedział, gdzie znajdywał się szpital.

[Szpital] Dziewczyna przeszła wszystkie potrzebne badania, lekarzom udało się ją uratować — jakiś cudem, ale jednak. Założyli jej opatrunek na nadgarstek oraz kilka plastrów, podali leki, zastrzyk i położyli w sali. Dziewczyna była nadal nieprzytomna.
Do małej salki wszedł zadyszany Suga. Był wykończony, bo dowiedział się, że musieli przenieść Mici do drugiego szpitala. Zanim tam dotarł, zajęło mu to dwa razy więcej czasu niż poprzednio. Chłopak nieśmiało wszedł w głąb pomieszczenia, uspokajając swój nierównomierny oddech. Pielęgniarki pozwoliły mu wejść, bo to on właśnie się przyczynił do uratowania dziewczyny... no i po prostu były nim oczarowane. Która kobieta nie byłaby zauroczona wysokim, młodym, przystojnym, sławnym muzykiem? Jedno spojrzenie i już wszystkie leżały. YoonGi usiadł na białym krzesełku obok szpitalnego łóżka. Przyjrzał się śpiącej, drobnej postaci przykrytej białą, szpitalną kołdrą — jej klatka piersiowa unosiła się, po czym delikatne opadała, rękę miała obandażowaną — pewnie od siły uderzenia o taflę wody, drugą natomiast podpiętą pod jakieś urządzenie, długie włosy rozlały się na jasnej poduszce, a niesforny kosmyk znalazł miejsce na jej różanym policzku. Suga uniósł się z krzesła i odgarnął kosmyk z jej twarzy. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie – zaraz miała wybić godzina dwudziesta pierwsza. Chłopakowi szczerze nie chciało wracać się do domu – wolał zostać przy Mici i „zaopiekować się” nią do końca. Czuł się za nią w tamtej chwili odpowiedzialny.
Mijały kolejne godziny... była już czwarta nad ranem, a chłopak nadal siedział przy łóżku szpitalnym i pilnował dziewczyny. Przez ten czas nawet nie drgnęła z miejsca. Do małej salki weszła pielęgniarka w podeszłym wieku i gdy zobaczyła młodego chłopaka, od razu odesłała go do domu. Ten z niechęcią wykonał polecenie starszej kobiety - był zmęczony, a musiał iść jeszcze do szkoły, bo nikt nie napisałby za niego ważnego egzaminu z matematyki.

Poczułam przeszywający ból w skroniach — powoli zaczęłam podnosić powieki, które wydawały mi się okropnie ciężkie. Najpierw jedna, później druga, aż w końcu oślepiła mnie totalna biel. "Jestem w niebie" - pomyślałam. Powoli zaczynałam się podnosić do siadu, wszystko mnie strasznie bolało. Rozejrzałam się — byłam w jakimś pomieszczeniu wypełnioną kolorem białym. Chciałam przetrzeć dłonią oczy, żeby poprawić widoczność i spotkałam się z bandażem na nadgarstku. Spojrzałam zdziwiona na bandaż, gdy nagle do sali weszła jakaś młoda kobieta ubrana w jasnoróżowy fartuch. Idąc w moją stronę z tacką, szeroko się uśmiechnęła.
~ Anyeonghaseyo~ - odezwała się, stając obok mojego łóżka, kładąc metalową tackę na mały stolik.
~A-anyeonghaseyo... - ledwo co z siebie wydukałam. - Przepraszam, ale gdzie ja jestem? - spytałam nieśmiało.
~ Jesteś w szpitalu, leżysz tutaj od wczoraj... - to wytłumaczyło jej strój, ten pokój, bandaż... całą tę sytuację.
~ A może mi pani powiedzieć, co się stało? Przepraszam, ale nic nie pamiętam... - spuściłam delikatnie wzrok.
~ Spadłaś z dużej wysokości do wody. Bodajże jakaś barierka się zerwała na moście i wtedy spadłaś... Na szczęście uratował cię ten chłopak — kobieta uśmiechnęła się szerzej.
~ Chłopak!?
~ Tak, tak. Bardzo przystojny muzyk. Przeprowadził prawidłowo reanimacje, dlatego mogliśmy cię uratować. Później ten chłopak tutaj siedział przez całą noc. Wrócił dopiero nad ranem, gdy moja przełożona, pani Lee go tutaj zastała. Fajnie mieć takiego przyjaciela... Zazdroszczę — wzięła jakieś leki z tacki — to dawka leków, które musisz teraz wziąć — podała mi małe pudełeczko z kilkoma różnymi tabletkami. - Dodatkowo później dostaniesz kolejne lekarstwo.
~ Ne~! - kobieta wzięła resztę i kierowała się do wyjścia - Prze-przepraszam...- pielęgniarka odwróciła się na pięcie w moją stronę — a wie może pani, jak się nazywał ten chłopak?
~ Przykro mi, ale nie...
~ Ach, dobrze. Kamsahamnida.
Wzięłam lekarstwa, popijając je wodą. Próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia, ale to wywoływało tylko silne bóle głowy. Sięgnęłam po telefon, leżący na stoliku tuż przy moim plecaku. Włączyłam wyświetlacz — dochodziła dziewiąta. Opadłam na poduszkę. Przejrzałam informacje na urządzeniu — była środa, z wczorajszej historii nie wiele wynikało. Ostatnią niewyłączną aplikacją był odtwarzacz muzyki, a to raczej nic mi nie mówiło.
Odłożyłam telefon na poprzednie miejsce, odkryłam kołdrę, którą byłam przykryta i postawiłam stopy na zimnej posadce. Zsunęłam się z łóżka i pokierowałam się w stronę krzesełka stojącego naprzeciwko łóżka, gdzie leżał mój plecak. Wzięłam teczkę i wróciłam na miejsce. Usiadłam po turecku i otworzyłam plecak — wzięłam z niego mój blok do rysowania i piórnik z przyborami. Po wyciągnięciu tego, czego chciałam, położyłam niezbędną mi rzecz na podłodze. Chwyciłam jeszcze znów za telefon i słuchawki włączając jakąś piosenkę. Nudziło mi się, więc zaczęłam rysować. Robiłam to też ze względu na to, aby zapomnieć o bólu — zawsze rysowałam, żeby nie myśleć o nim. Pomyślałam, że zrobię coś prostego, więc zaczęłam do rysowania kółek i kresek, żeby później z tego zrobić obraz. Nim się obejrzałam, była już dwunasta, a ja byłam w połowie szkicu. Z pracy wyrwała mnie jakaś pielęgniarka — inna niż ta rano. Przyniosła mi jedzenie składające się z kupki ryżu, polanego sosem warzywnym i gotowanego kurczaka. Podziękowałam kobiecie i zaczęłam od razu pałaszować dane mi jedzenie, bo byłam strasznie głodna. Po posiłku dostałam kolejne leki, lekarz przyszedł i mnie przebadał, na sam koniec dostałam zastrzyk — bolało, bo nie trafił za pierwszym razem, tam gdzie miał trafić. Dorośli oddali mi wolność, więc miałam czas, aby dokończyć to, czego nie skończyłam. Znów założyłam słuchawki i zatraciłam się w swojej pracy. Czułam, jak powieki mi odmawiają posłuszeństwa. Leki, które mi podali, najwidoczniej zaczęły działać swoje... Powoli traciłam kontakt ze światem. Usnęłam.

ГPo skończonych lekcjach wybiegłem ze szkoły jak głupi prosto do szpitala, wpadając po drodze do kwiaciarni. Biegłem z myślą, że tamta dziewczyna się już obudziła. Wparowałem na recepcję i spytałem o nią — leżała w tej samej sali co wcześniej. Pokierowałem się do pokoju numer 112, uchylając delikatnie drzwi. Nic nie widziałem przez zasłonkę, więc wszedłem do środka. Po cichu ruszyłem w stronę łóżka — dziewczyna słodko spała. Uśmiechnąłem się na ten widok. Dziewczyna włosy miała zarzucone do przodu, pod ręką miała jakieś kartki, a w uszach słuchawki podłączone do telefonu. Podszedłem bliżej, położyłem kwiatka (którego dla niej kupiłem) na blacie obok łóżka. Sam usiadłem na taborecie, na którym przesiedziałem całą noc. Przyjrzałem się dokładniej postaci... była taka piękna i urocza. Zwróciłem uwagę na papier, z którym usnęła i zauważyłem jakiś szkic. Delikatnie wziąłem papier i zacząłem lustrować, co na nim się znajduje. Był to piękny szkic dwóch kwiatów, wyglądał, jakby był jakimś szablonem na tatuaż. Bardzo mi się spodobał, więc wziąłem ołówek i w lewym, dolnym rogu napisałem kilka słów odnośnie do jej pracy. Miałem nadzieję, że nie będzie mi miała tego za złe. Odłożyłem blok na bok, wraz z ołówkiem. Nagle poczułem, jak mi coś wibruje w kieszeni, gdzie miałem swój telefon. Wyciągnąłem go i spojrzałem, czemu postanowił się odezwać - SMS od mamy.

"Gdzie jesteś!? Mieliśmy jechać do babci, zapomniałeś? Jak zaraz nie przyjdziesz to będzie z tobą źle, YoonGi!"

Kompletnie o tym zapomniałem... Zawsze coś~ Zmuszony nagłym przypomnieniem musiałem opuścić tę słodką istotę. Pochyliłem się delikatnie nad nią i ucałowałem czubek głowy.
~ Do zobaczenia, Mici. - powiedziałem do niczego nieświadomej dziewczyny, wychodząc z sali, w której leżała.

Obudziłam się przez jakieś odgłosy w okolicach mojego łóżka. Odruchowo sięgnęłam ręką po telefon, ale zamiast tego poczułam coś innego niż urządzenie — trochę dziwne w dotyku... i kujące? Podniosłam wzrok, gdzie tkwiła moja ręka. Pod moją dłonią znajdował się jakiś kwiatek. Chwyciłam go i zaczęłam mu się przyglądać. Była to biała róża, owinięta od połowy lekko różową wstążką — była cudowna. Próbowałam się doszukać jakiej karteczki wskazującej kto mógłby to tu zostawić. Niestety nigdzie żadnego liściku nie znalazłam. Zawiedziona odłożyłam roślinę, tam gdzie wcześniej leżała. W tym momencie podeszła do mnie pielęgniarka.
~ Annyeong, przyszłam zmienić ci kroplówkę — odezwała się miło kobieta. Ja od razu podałam jej rękę, gdzie był wenflon. Po chwili byłam już podłączona do innej kroplówki. Spojrzałam jeszcze raz na szafkę...
~ Przepraszam, wie może pani, kto zostawił tu tego kwiatka?
~ To pewnie ten chłopak co był tu jakieś dwadzieścia minut temu — wytłumaczyła.
~ Jaki chłopak?
~ Ten sam co przesiedział tutaj całą noc przy tobie — kolejna osoba, która mówiła mi o tym chłopaku, a ja go nawet nie kojarzyłam...
~ A może mi pani go opisać? Jak wygląda... cokolwiek...
~ Wysoki, wysportowany, bardzo przystojny blondyn, ubrany był w mundurek. Ponętnie czarne oczy zadziałały nawet na surową przełożoną — zaśmiała się — Z tego, co wiem, jest muzykiem i należy do jakiegoś zespołu. Twierdził, że jest twoim przyjacielem i się dziwię, że go nie pamiętasz...
~ Nie za bardzo jeszcze wiem, co się stało, próbuje ułożyć sobie to wszystko...
~ Rozumiem, odpoczywaj — pogładziła mnie po ramieniu.
~ A wie może, pani jak ma na imię, nazwisko...
~ Na nazwisko ma bodajże Min, ale nie jestem pewna...
~ Dziękuję~! Pomogła mi pani — uśmiechnęłam się szeroko do młodej Koreanki. Nagle ktoś wszedł — była to moja matka. Ukłoniła się w stronę pielęgniarki, która po chwili wyszła. Matka podeszła do mojego łóżka. Postawiła swoją czarną, markową torebkę z Channel na taborecie i spojrzała na mnie swoim przerażającym wzrokiem. Zmierzyła mnie nim, ja nią... Była ubrana w wysokie szpilki, czerwoną sukienkę przed kolano oraz czarny płaszcz — wyglądała jak jakaś modelka. Zawsze zazdrościłam jej urody i wyczucia w modzie...
~ Co ty sobie myślisz!? - odezwała się groźnie, jakby miała mnie zaraz zamordować. - Myślisz, że nie mam co robić tylko po szpitalach się szlajać!? Wiesz, ile musiałam spotkań odwołać?
~ Wcale nie musiałaś tu przyjeżdżać... - zaczęłam się jej bać, jej mina była wściekła...
~ Nie musiałam!? Dostałam chyba z trzy telefony, żebym tu przyjechała! Nawet nie rób sobie ze mnie żartów~ Znów chciałaś się zabić, tak?
~ Hm? - podniosłam wzrok na nią.
~ Jakie "hm"? Co za dziewucha~! Co ci znów do łba strzeliło, żeby się zabić!? Ostatnia wizyta u psychologa nie pomogła? A pamiętasz, co ostatnio było? Jeżeli jeszcze raz spróbujesz, to trafisz do psychiatry — mówisz i masz. Z ojcem będziemy szukać dla ciebie specjalnej kliniki! - łzy zaczęły mi się zbierać w kącikach oczu.
~ Ale ja nic nie zrobiłam! To był przypadek, mamo! Nie rób mi tego... Proszę... - chciałam chwycić ją za rękę, ale szybkim ruchem się odsunęła.
~ Tłumacz się tłumacz i tak ci nie wierzę. A jak chciałaś się zabić, to mogłabyś to zrobić porządnie — wzięła torbę i wyszła, trzaskając drzwiami. Zostawiła mnie samą... Jak zawsze. Nienawidziłam jej. Walnięta egoistka. Emocje, które się we mnie zebrały, chciałam wylać na papier, więc chwyciłam za blok, który leżał niedaleko mnie. Na pierwszej stronie był jeszcze nieskończony szkic kwiatów. Przejechałam po nim dłonią, delikatnie uspokajając nerwy. W pewnym momencie zauważyłam coś w lewym rogu, a były to dwa zdania starannie zapisane w hangulu. Było tam napisane:
"Ładny rysunek, masz talent.
Pracuj ciężko!"

Przyjrzałam się jeszcze raz znaczkom. Domyślałam się, że sprawcą mógł być ten tajemniczy chłopak. "Kim do jasnej ciasnej jesteś?" - pomyślałam.
Była godzina osiemnasta, nie wiedziałam co robić, więc zaczęłam kręcić się po pokoju, w którym się znajdowałam. Przystanęłam chwilkę przy oknie, patrząc na zachodzące słońce. Było takie piękne... Nie chciało mi się odrywać od niego wzroku, ale z tego zachwytu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Szybko się odwróciłam, aby zobaczyć kto to. Wmurowało mnie — do sali wszedł wysoki, jasnowłosy chłopak w kapeluszu, ubrany w czarne rurki, biały t-shirt z kamizelką. Wyglądał zabójczo przystojnie — wiedziałam, że to ON. Staliśmy chwilę wgapieni w siebie nawzajem. Nikt z nas się nie ruszył z miejsca.
~ Annyeong... - odezwał się swoim melodyjnym głosem — Jestem Min YoonGi.
~ Sung MiChi, miło poznać — delikatnie się ukłoniłam, ale to nie był chyba zbyt dobry pomysł, bo wywołało to u mnie cichy jęk. Chłopak zbliżył się do mnie.
~ Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
~ N-nie jest okej... - jednak objął mnie ramieniem i odprowadził na łóżko, zaraz na nim sadzając.
~ Powinnaś o siebie dbać — pouczył mnie, a ja tylko pokiwałam głową, kryjąc swoje rumieńce. Zapadła cisza. Chłopak siedział naprzeciwko mnie na małym taborecie. Przyglądał mi się — czułam to.
~ YoonGi... Co się wczoraj stało? - zapytałam nieśmiało i ledwo słyszalnie.
~ Wczoraj... Powiem ci tylko, co widziałem i co zdążyłem zobaczyć... - pokiwałam głową na znak, że rozumiem — Tak więc szedłem z moją grupą w stronę parku. Zatrzymaliśmy się na moście, widząc ciebie... Pomiatały tobą jakieś trzy dziewczyny. Słyszałem wyzwiska, jakie padały, widziałem, jak jedna z nich cię spoliczkowała... Zanim zdążyliśmy zareagować, barierka się zarwała, a ty wpadłaś bezwładnie do wody... Skoczyłem za tobą, bo nikt inny nie był w stanie. Na szczęście cię odnalazłem, choć szczerze mówiąc, było dość trudno — uśmiechnął się — Cieszę się, że żyjesz — łzy zaczęły mi się zbierać, bo powoli przypomniałam sobie zdarzenia z wczorajszego popołudnia.
~ Dziękuję, Oppa. Jestem ci dłużna. Uratowałeś mi życie i dzięki tobie mogę tutaj być. Dziękuję~ - rozryczałam się na dobre. Nagle poczułam, jak jego ciało przylega do mojego.
~ Nie płacz... Wszystko jest przecież dobrze — wyszeptał mi do ucha. Wtuliłam się w niego bardziej, jego ciało było takie przyjemne...
Ogarnęłam się i rozluźniłam uścisk, spoglądając mu w oczy — były takie piękne i błyszczące. Uśmiechnęłam się.
~ Dobrze widzieć uśmiech na twojej twarzy — zaśmiał się, siadając obok mnie na łóżku.
~ Dziękuję za różyczkę... I za to, że przesiedziałeś tutaj całą noc...
~ Aj ty~ Jesteś taka urocza — poczochrał moje włosy. Myślałam, że spłonę żywcem od palących polików... I tak jakoś się stało, że przełamaliśmy lody i zaczęliśmy swobodnie rozmawiać. Rozmawialiśmy na różne tematy, ja po raz pierwszy zwierzyłam się komuś z moich problemów, a on opowiedział o sobie, zespole... YoonGi był wspaniały, taki idealny... Nie dziwiłam się pielęgniarkom, które dostawały palpitacji na jego widok, uwodzący głos... Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie tuż nad moim posłaniem. Widząc godzinę, aż delikatnie podskoczyłam.
~ Jest już pięć po pierwszej! - krzyknęłam.
~ I co z tego? - uśmiechnął się rozbawiony od ucha do ucha.
~ A to, że rano masz szkołę, do której musisz iść, chcąc nie chcąc.
~ Ale Micii~ - zrobił uroczą minkę. - Zajęcia mam dopiero na dziewiątą...
~ Nie ma żadnego "ale". Idziesz teraz i już. Zamówię ci nawet taksówkę, jak chcesz. Idź już, bo się nie wyśpisz... - zagroziłam mu palcem.
~ Aish, no dobra... Już idę — wstał z łóżka — Ale chce coś na pożegnanie...- stanął i zaczął mnie obserwować. Nie wiedziałam jak się zachować, bo nie wiedziałam, o co mu chodzi. - Odprowadzisz mnie do drzwi, ok? - ulżyło mi, gdy to powiedział. Pokiwałam głową na znak "tak". Zabrałam chłopakowi kapelusz i założyłam go na swoją głowę. Ten uśmiechnął się, chwaląc, że mi do twarzy w nim.
Wyszliśmy na korytarz — było cicho, słychać było tylko szepty z pokoju pielęgniarskiego na końcu korytarza. Przeszliśmy cały korytarz i zeszliśmy po schodach. Próbowaliśmy zachowywać się jak najciszej, choć w niektórych momentach chciało mi się śmiać, przypominając sobie sytuację z chłopakiem, jak byliśmy jeszcze w sali. Doszliśmy do wyjścia. Oddałam kapelusz prawowitemu właścicielowi. Na pożegnanie przytuliłam chłopaka.
~ Wracaj bezpiecznie, Oppa~!
~ Nie martw się. Śpij dobrze, Mici! - pomachał i wyszedł z budynku. Przeglądałam się oddalającej się postaci, a gdy zniknął, obróciłam się na pięcie, żeby wrócić do pokoju. Zauważając, że pośród żywych jest recepcjonistka, podeszłam do niej.
~ Dobry wieczór... Ja chciałam się zapytać, ile jeszcze muszę zostać w szpitalu? Nazywam się Sung MiChi.
~ Już sprawdzam — wystukała coś na komputerze i spojrzała na mnie — jeszcze cztery dni na obserwacji.
~ Aż tyle? A nie mogę się wypisać na żądanie? - spytałam z nadzieją.
~ Jeśli masz ukończone 16 lat to jak najbardziej.
~ Czyli jest możliwość na uzyskanie takiego wypisu rano?
~ Mogę nawet teraz to zrobić i byś po prostu odebrała później — miło się uśmiechnęła.
~ Na prawdę? Będę pani bardzo wdzięczna! - również się uśmiechnęłam. - Dobranoc~! - pożegnałam się z kobietą i pokierowałam się do swojego pokoju.
Położyłam się z powrotem do łóżka, przykrywając się po uszy kołdrą. Ustawiłam jeszcze w telefonie budzik na 5:50 i dałam się zabrać w krainę snów.

Obudził mnie dobrze znany mi dźwięk budzika. Leniwie podniosłam głowę i wyłączyłam piekielnie upierdliwe urządzenie. Ułożyłam głowę ponownie na poduszce i skupiłam wzrok na suficie. Przypominając sobie wczorajsze rozmowy z chłopakiem, uśmiechnęłam się sama do siebie. Odkryłam się i zeskoczyłam na zimne kafelki. Wzięłam ubranie leżące niedaleko i szybko się przebrałam ze szpitalnej piżamy, a nieogarnięte włosy związałam w wysokiego koka. Zaścieliłam jeszcze łóżko, kładąc na niej złożoną w kostkę piżamę. Wzięłam plecak, telefon i wyszłam z pomieszczenia, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na piętro i od razu pokierowałam się w stronę recepcji. Pielęgniarka wiedziała, o co chodzi, więc szybko dała mi wypis i jakieś zalecenia, recepty od lekarza. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam z budynku. Do domu miałam kawał drogi, więc postanowiłam pojechać autobusem. Akurat niedaleko znajdował się przystanek, na który podjechał za chwilę autobus. Szybkim ruchem weszłam do niego, odciskając kartę ucznia, która umożliwiała mi darmowe poruszania się transportem publicznym i zajęłam miejsce przy oknie. Patrzyłam na widoki za oknem. Widziałam ludzi spieszących się zapewne do pracy, pełno samochodów na drodze i rowerzystów między nimi. Seul nawet o szóstej rano tętnił życiem. Uśmiechnęłam się z niewiadomych mi przyczyn... To pewnie znów przez TEGO chłopaka... Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki, odrywając się na chwilę od świata. Po jakiś dwudziestu minutach dojechałam na miejsce. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka. Zastałam tam głuchą ciszę – jak zawsze rodziców nie było w domu. Wbiegłam na górę i od razu wparowałam do mojego pokoju, znajdującego się po lewej stronie korytarza. Rzuciłam na łóżko plecak i marynarkę od mundurka. Szybko sprawdziłam na telefonie, na którą godzinę mam zajęcia. Z ulgą stwierdziłam, że mam na dziewiątą, więc miałam dwie i pół godziny na ogarnięcie się i zjedzenie porządnego śniadania.
Spokojnym krokiem poszłam do łazienki. Rozebrałam się, układając starannie rzeczy na półce i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę — była tak przyjemnie ciepła. Na dłoń nalałam lawendowego olejku i powolnymi ruchami rozprowadziłam go po moim nagim ciele. Kilka razy syknęłam z bólu przez siniaki, które nie zdążyły jeszcze zniknąć. Następnie umyłam włosy szamponem kokosowym, po czym siedziałam jeszcze chwilkę pod gorącym strumieniem i wyszłam, owijając się ręcznikiem. Szybkim krokiem wróciłam do pokoju. Wytarłam mokre ciało i ubrałam na siebie bieliznę. Drugim ręcznikiem osuszyłam delikatnie włosy, zwijając je w turban. Ubrałam dolną część mundurka-kraciastą spódniczkę i czarne zakolanówki. Z szafy wyciągnęłam białą, rozpinaną koszulę na krótki rękawek-szybko ją założyłam. Zrobiłam szybko delikatny makijaż, spakowałam potrzebne zeszyty do plecaka i zeszłam na dół, kierując się do kuchni. Położyłam plecak na krześle, z górnej szafki wyciągnęłam miskę, a z lodówki mleko w kartonie. Podgrzałam szybko mleko i wsypałam do niego płatki. Prędko je zjadłam, naczynia wstawiłam do zmywarki. Przypominając sobie o mokrych włosach, poszłam po suszarkę. Włączyłam ją i zaczęłam suszyć. Trochę z tym zeszło, ale byłam już gotowa. Spojrzałam na zegarek — miałam jeszcze 50 minut do zajęć. Postanowiłam, że się przejdę. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Dziwnie szczęśliwa ruszyłam przed siebie.
Byłam dziesięć minut przed czasem. Weszłam do budynku szkoły i od razu poczułam jakąś dziwną atmosferę... Nagle wszyscy zaczęli szeptać sobie coś nawzajem — pewnie już wiedzieli, co się stało... tylko w trochę innej wersji — wersji tych żmij. Spokojnie szłam przez korytarze, nie zwracając na tych pustaków uwagi. Nagle ktoś złapał mnie za ramie — przestraszyłam się, że to one. Jednak postanowiłam się odwrócić i sprawdzić kto to...
~ Nie powinnaś być jeszcze w szpitalu? - to był ON. Piękny jak zawsze, pan YoonGi — mój anioł. Delikatnie się zarumieniłam na jego widok, czułam, jak serce coraz mocniej bije.
~ T-tak powinnam, ale... Wypisałam się na żądanie — delikatnie się uśmiechnęłam.
~ Ale już się lepiej czujesz? Na pewno wszystko w porządku? - pytał taki zatroskany.
~ Tak, dziękuję Oppa — uśmiech mi się coraz bardziej poszerzył. On odwzajemnił się tym samym.
~ Muszę iść już na zajęcia, ale gdybyś czegoś potrzebowała lub źle się poczujesz, to przyjdź do mnie, dobrze? - spojrzał mi prosto w oczy — był taki zabójczy.
W odpowiedzi pokiwałam delikatnie głową, bo tylko na to było mnie stać w tamtej chwili. Zadowolony poczochrał mnie po włosach i spokojnie odszedł. Mogłabym przysiąść, że wtedy wyglądałam jak dorodny burak. Ogarniając się, weszłam do sali, w której miałam mieć zajęcia. Wszystkie oczy były skierowane na mnie, ale zignorowałam to. Zastanawiało mnie to, co one takiego im naopowiadały, ale wiedziałam, na co stać te przebiegłe żmije. Dzwonek.
Pierwsza lekcja minęła szybko tak, jak dwie pozostałe. Nastał czas przerwy obiadowej, więc tak jak reszta uczniów poszłam na stołówkę. Wzięłam tackę, nałożyłam jedzenie, zapłaciłam i usiadłam w jak najdalszym kącie, jak najdalej od ludzi. Miałam się zabierać za jedzenie, gdy ktoś stanął mi nad głową. Oparł ręce na blacie... Bałam się z lekka podnieść głowę.
~ Możemy tu usiąść? - usłyszałam męski, głęboki głos. Był taki bardzo melodyjny, choć trochę groźny... Postanowiłam podnieść głowę — przed sobą ujrzałam siódemkę chłopaków, a jednym z nich był Suga...
~ Rap Mon wystraszyłeś ją~! - nakrzyczał na niego YoonGi. - Mici przepraszam za lidera... Po prostu tak już ma — uśmiechnął się. - Możemy się przesiąść?
~ Tak sama tu jesz, w kąciku... Z dala od wszystkich... - odezwał się czarnowłosy chłopak, stojący po prawej stronie Sugi. Ja delikatnie pokiwałam głową na znak, żeby usiedli. Było to dla mnie zawstydzające, bo wszyscy byli zabójczo przystojni, w dodatku mój „bohater” usiadł obok mnie. Momentalnie poczułam, jak wszyscy patrzą na nasz stolik.
~ Przepraszam, że tak nie kulturalnie... Nie przedstawiliśmy się. Jestem J-Hope - wokalista i raper w zespole — chłopak się do mnie ciepło uśmiechnął.
~ Ja jestem Jimin, miło poznać~ - odezwał się chłopak z ciemnobrązowymi włosami siedzący naprzeciwko mnie.
~ Jungkook, ale mów mi Kookie — podał mi rękę na przywitanie, więc zrobiłam to samo. Przechylił uroczo głowę w bok.
~ Jin, wokalista w zespole. Suga dużo o tobie mówił. Miło mi cię poznać.
~ Nazywam się Taehyung, ale mów mi V — odezwał się chłopak z uroczo marchewkowymi włosami. Miał taki fajny, szeroki uśmiech...
~ A to lider — wieczny gbur i burak NamJoon, znany jako Rap Monster — zaśmiał się, "przedstawiając" chłopaka, YoonGi.
~ Ja ci dam gbur i burak! Głupek~! - delikatnie uderzył rapera w głowę. Zabawnie to wyglądało, więc wszyscy zaczęli się z tego śmiać.
~ Miło mi was poznać... - powiedziałam cichutko, prawie niesłyszalnie.
~ Troszkę głośniej — szepnął mi do ucha Suga. Delikatnie drgnęłam na ten gest.
~ Jedzmy już, bo jestem strasznie głodnyyy — zaczął marudzić V. Wszyscy wzięli się za swoje jedzenie. Chłopcy zaczęli rozmawiać, ja cicho siedziałam, nie przeszkadzając im.
~ Co tak cicho siedzisz, hm? My nie gryziemy... - zaśmiałam się na słowa Jin'a, zasłaniając buzię ręką, znów delikatnie się rumieniąc.
~ Ooo, jaka urocza! - uśmiechnął się Kookie.
~ Prze-przepraszam, ale na już muszę na lekcje... - powiedziałam, aby uniknąć kolejnego buraka tego dnia.
~ Faktycznie, trzeba się zbierać... - powiedział NamJoon, patrząc na zegarek.
~ Miło było zjeść z tobą. Mamy nadzieję, że spotkamy się jeszcze!
~ Też mam taką nadzieję — pomachałam im i poszłam do swojej sali.

Pozostałe zajęcia zleciały równie szybko, jak te przed przerwą obiadową. Musiałam jeszcze zostać po lekcjach w związku z moim brakiem obecności. Szybko to załatwiłam, ale szkoła była praktycznie pusta. Słychać było jedynie krzyki chłopaków na stadionie, na zewnątrz grających w piłkę nożną. Zeszłam spokojnie do szatni na samym dole, żeby zmienić buty. Nadal same pustki, żadnej żywej duszy. Trochę mnie niepokoiła ta martwa cisza, ale czego tu się bać? Miałam już ściągnąć buta, gdy ktoś mną obrócił i z niemałą siłą pchnął na metalowe szafki. Głośno krzyknęłam z bólu, ale zaraz "ten ktoś" zakrył mi usta ręką. Spojrzałam przed siebie... To te przebiegłe suki...
~ Słyszałyśmy, że miałaś być jeszcze w szpitalu...
~ Stęskniłaś się za nami? To urocze, Mici — HaRi pogładziła mnie po włosach, następnie mnie za nie pociągnęła.
~ Ale czemu przykleiłaś się do tych przystojniaków z BTS? Hm!? Przecież to my jesteśmy twoimi przyjaciółkami! - dostałam z pięści w ramie od JeKi.
~ Odwal się od nich! Jungkook jest mój, rozumiesz!? - uderzenie w policzek...
~ Naprawdę myślisz, że oni się o ciebie martwią? Przecież robią to tylko z litości. Popatrz na siebie... Jesteś kompletnym zerem w porównaniu do nas — wszystkie na raz zarzuciły swoimi błyszczącymi włosami do tyłu.
~ W porównaniu do was... Nie jestem... - urwałam. Bałam się powiedzieć to, co chciałam.
~ Nie jesteśmy... jakie?! - ręka HaRi znów była wymierzona w moją stronę, ale... ktoś ją zatrzymał tuż przed moją twarzą.
~ W porównaniu do was nie jest pustą laską, która znęca się nad innymi. - spojrzałam do góry — to znów był Suga. Chłopak pchnął dziewczynę do tyłu.
~ Mici, nic ci nie jest? Co one ci znów zrobiły? - zlustrował mnie z góry na dół.
~ N-nic mi nie jest... - odparłam cicho.
~ Oppa to nie tak... - zaczęła tłumaczyć KiuMi, wymachując nerwowo dłońmi.
~ A jak? To na moście też nie było, jak to widziałam, hm? Jesteście naprawdę puste — powiedział, obejmując mnie ramieniem. W tym momencie do pomieszczenia weszła pozostała szóstka chłopaków.
~ Suga co jest? Słyszeliśmy jakieś krzyki... - odezwał się Hoseok.
~ O... To one! Te dziewczyny z mostu! - zauważył Taehyung.
~ Znów zadręczają naszą Mici... A ta blondyneczka tutaj — wskazał palcem na KiuMi — uważa Kookie, że jesteś jej.
~ Hm? Z tego, co wiem, jestem moich rodziców, ciebie nawet nie znam... i raczej nie chce znać. Masz okropny charakter, w dodatku nie jesteś w moim typie – parsknął ze śmiechu.
~ Co zrobiłyście Mici? Radzimy wam mówić — cała szóstka otoczyła dziewczyny, Suga nadal był przy mnie.
~ M-my tylko rozmawiałyśmy...
~ Tylko? To dlaczego ona płacze? - cisza...
~ Dręczycie ją prawda!? - te tylko delikatnie pokiwały głowami. W końcu się przyznały?
~ Dręczycie Mici tylko dlatego, że same nie jesteście idealne?
~ Że musicie pokazać jakie to jesteście fajne, super duper?
~ Że nie jesteście tak utalentowane, jak Sung MiChi?
~ Że nie macie tak pięknego serca?
Te tylko kiwały głowami, wszystko potwierdzając. Zaczęły płakać...
~ Chyba wam ta gładź szpachlowa zaczyna schodzić z twarzy od łez — zaśmiał się V.
~ Jesteście żałosne — mruknął Rap Monster.
~ A teraz przepraszać - Jimin pchnął dziewczyny tak, że upadły na kolana. Były w strasznym stanie — zapłakane, z rozmazanym makijażem klęczały tuż przede mną. Pewnie poczuły się tak jak ja. Niby w duchu się cieszyłam, ale zrobiło mi się ich żal.
~ Mici... W-wybacz nam... M...my już wie-więcej nie be... będziemy — wydukały z siebie.
~ Już dobrze... - pokiwałam głową.
~ Znikajcie nam z oczu. Naprawdę jesteście żałosne — po wypowiedzeniu tych słów przez Jin'a, dziewczyny szybko wyszły z pomieszczenia.
~ Na pewno wszystko w porządku?
~ Tak, tylko plecy mnie bolą, ale jest okej — uśmiechnęłam się.
~ Jeżeli jest w miarę dobrze to zabieramy cię na Bubble Tea! - krzyknął zadowolony Kookie. Pomysł ten spotkał się z uznaniem reszty.
~ Nie zostawimy cię teraz samej, nie wiemy, co ci może przyjść do tej małej główki — poczochrał mnie po włosach Suga. - Nie masz nic przeciwko, prawda?
~ No nie wiem... - powiedziałam cicho, gniotąc nerwowo spódniczkę od mundurka. Jeszcze myśl, że Yoon wciąż mnie trzymał pod swoim ramieniem...
~ Sprecyzujmy to bardziej: nie masz wyboru — odezwał się groźnie NamJoon, następnie się uśmiechając. Koniec końców poszłam z tą bandą na wspomnianą Bubble Tea. Świetnie z nimi spędziłam czas. Poprawili mi humor, byli wspaniali. Dowiedzieli się o wszystkim, ale postanowili, że jeżeli by się coś działo, zawsze mi pomogą. Stali się od tamtego czasu moim wsparciem, którego przez cały czas mi brakowało.
Minął tydzień, a moje życie zmieniło się o 180°... Otaczali mnie ludzie, którym mogłam zaufać, z którymi mogłam porozmawiać w każdej chwili, "Wspaniałe Trio" bało się nawet do mnie zbliżyć. Pomogłam nawet chłopakom w kilku sprawach. Największy ubaw miałam z Rap Monster'em, gdy poprosił mnie o jakieś wskazówki w sprawie dziewczyn. Później się dowiedziałam, że wyznał miłość tajemniczej Em... z wzajemnością. Ciężko z nim było, ale było warto, bo od chwili, gdy powiedział, co leży mu na serduchu, zrobił się inny — radośniejszy. Byłam nierozłączną częścią BTS — chodziłam z nimi wszędzie, jadłam, zostawałam na ich próbach, spędzałam wolny czas po szkole, a najwięcej czasu spędzałam z Sugą. Odkąd się poznaliśmy w szpitalu, poczułam jakąś dziwną więź z tym chłopakiem. Cieszyłam się, gdy widziałam go uśmiechniętego — wyglądał wtedy jeszcze piękniej, niż miał to w zwyczaju. Jak rapował, moje serce automatycznie się rozpływało... Miał w sobie coś czarującego i uwodzicielskiego. Nie mogłam od niego oderwać wzroku, był po prostu moim ideałem.
Po szkole w piątek mieliśmy się wszyscy spotkać, ale niestety każdemu coś wypadło. Ja zostałam jedynie bez żadnych planów, więc zostałam w domu. Postanowiłam, że obejrzę jakąś dramę. Włączyłam pierwszy lepszy program i zaczęłam oglądać — drama o wampirach. Znudzona zostawiłam to, co leciało, choć nie specjalnie lubiłam wampiry, a w szczególności filmy o nich. Minęło jakieś 20 minut, odkąd to włączyłam, ale nie mogąc tego zdzierżyć, zajęłam się swoim telefonem. Przeglądałam galerię, gdy nagle na ekranie wyskoczyło mi połączenie — dzwonił Suga. Szybko się poderwałam z kanapy i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~ Halo? - głos mi dziwnie zadrżał.
~ Cześć Mici. Masz może chwilkę? - odezwał się głos w słuchawce.
~ Tak, tak mam.
~ Możemy się spotkać za jakieś 15 minut w parku? Mam sprawę...
~ Za 15 min? Ok~! A w jakimś konkretnym miejscu?
~ Będę czekać na ciebie przed wejściem.
~ Ok... W takim razie do zobaczenia!
~ Paa – po tym usłyszałam tylko pikanie rozłączonego połączenia. Opadłam na kanapę. "Suga ma do mnie jakąś sprawę?" - serce zaczęło mi bi coraz bardziej, a poliki robić się różowe. Przypominając sobie, że jestem ubrana "po domowemu" szybko pobiegłam się przebrać. Ubrałam jasne jeansy i biały t-shirt, a na to zarzuciłam czerwoną koszulę w kratę. Na nogi założyłam czerwone Converse'y i wybiegłam z domu. Szybkim krokiem pokierowałam się w stronę parku. Już z daleka zauważyłam smukłą sylwetkę chłopaka przy ogromnym żywopłocie.
~ Annyeong Oppa~ - powiedziałam słodkim głosem. - To, co to za sprawa?
~ Nie tutaj, chodź, pójdziemy trochę dalej — nie spojrzał nawet w moją stronę... Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Szedł szybko, więc prawie za nim biegłam. Zastanawiałam się, jaka to była sprawa, że nie mógł mi powiedzieć jej od razu i że ciągnął mnie na drugi koniec parku, a jego mina była jakaś taka przybita.. Nareszcie się zatrzymaliśmy — w pobliżu nie było prawie ludzi. Staliśmy pomiędzy dwoma rosłymi drzewami wiśni przy wolno płynącej rzece. Suga stanął naprzeciw mnie, delikatnie się uśmiechając.
~ Powiesz mi w końcu, co się stało? - nadymałam policzki jak mała dziewczynka.
~ Jesteś taka urocza — pogładził mnie po głowie. - Przepraszam, że zaciągnąłem cię, aż tu... ale ta sprawa jest dość dla mnie ważna i nie chce wybierać pierwszego, lepszego miejsca, a to mi wydaje się idealne — patrzyłam na niego z zaciekawieniem. - Tak, więc... Od czego by tu zacząć... - podrapał się bezradnie w tył głowy. - Przepraszam, ale nie umiem ująć tego w słowach. A jeżeli bym to zrobił, nie brzmiałoby to tak, jakbym chciał... - cały czas się zastanawiałam, o co mu chodzi — Jeżeli się nie obrazisz, okaże to w czynach.
"W czynach!?". Nagle chłopak znalazł się jeszcze bliżej mnie, nachylił się tak, że jego twarz była zaledwie kilka milimetrów od mojej. Po chwili poczułam jego miękkie usta na moich — złożył krótki, ale namiętny pocałunek. Wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć, uśmiechnęłam się. Odsunął się ode mnie... był cały czerwony na twarzy.
~ Prze-przepraszam, nie powinienem — odwrócił się i miał już ruszać, gdy ja do niego podbiegłam i przytuliłam go mocno od tyłu.
~ Też cię kocham, Oppa. Zawsze byłeś dla mnie kimś więcej. Dziękuję Ci... za wszystko. - poleciała mi jedna łza. Chłopak się obrócił do mnie przodem.
~ Nie płacz Mici — spojrzałam na jego twarz — w jego oczach również dostrzegłam małą łezkę — Kocham cię na zabój, wiesz?
~ Ja ciebie jeszcze bardziej — wtuliłam się w jego tors. Po tych czułych wyznaniach przeszliśmy się razem po parku. Każda chwila z nim spędzona była cudowna. Odprowadził mnie również do domu, cały czas trzymając mnie za rękę.
~ Będę tęsknić, wiesz?
~ Mici, przecież jutro się zobaczymy — zaśmiał się.
~ To nie jest śmieszne~! - na piersiach splotłam ręce na krzyż.
~ Oj no dobrze... Księżniczko. - czy on powiedział "Księżniczko"? - Daj mi rękę.
~ Po co? - zapytałam zdziwiona.
~ Po prostu daj, zaufaj mi...
Zrobiłam to, o co poprosił. Wyciągnął coś z tylnej kieszeni. Była to śliczna bransoletka wykonana z czarnych i białych rzemyków. YoonGi założył mi delikatnie ją na lewy nadgarstek.
~ To dla Ciebie, żebyś za mocno nie tęskniła. Zrobiłem ją sam dla ciebie — po tych słowach mocno go przytuliłam.
~ Napiszę do ciebie, dobrze?
~ Dobrze, ale ja już muszę lecieć... Do zobaczenia, skarbie~ - ucałował mnie w czoło i odszedł.

Opadłam na swoje łóżko z gorącymi polikami. Nie mogłam uwierzyć, że zaczęłam chodzić z Min YoonGi — sławnym, przystojnym raperem, do którego wzdychają wszystkie dziewczyny i kobiety. Poczułam, jak serce szaleje i próbuje wydostać się na zewnątrz. Byłam w szoku, że to właśnie mnie wybrał... Spojrzałam na bransoletkę, którą mi podarował. Była cudowna, bo była on niego w dodatku zrobiona własnoręcznie... Zaczęłam się nią bawić i przypominać scenę pocałunku... Aish to było takie piękne i urocze~! Z tych cudownych wspomnień sprzed godziny wyrwały mnie wibracje telefonu leżącego tuż nad moją głową. Leniwie po niego sięgnęłam i go odblokowałam. W skrzynce miałam jedną nieodebraną wiadomość.
Odblokowałam urządzenie.


#Od YoonGi#
Wróciłem już do domu. Kocham mocno~
Twój Suga :*

"Twój Suga" - jakie to urocze! Uśmiechnęłam się automatycznie do ekranu.

#Do YoonGi#
Odpocznij trochę! Dziękuję za bransoletkę, jest przepiękna
Twoja Mici~ :*

I tak jakoś się zdarzyło, że pisaliśmy do późnych godzin wieczornych. Pisaliśmy o wszystkim i niczym, a on w tym wszystkim był taki uroczy.
#Od YoonGi#
ZW, oki?

Nie lubiłam jak ktoś pisał skrótami, to takie irytujące.

#Do YoonGi#
Oki~

#Od YoonGi#
To dobrze, cieszę się :*

Z czego? Nie zrozumiałam kompletnie o co mu chodzi, więc napisałam mu tylko znak zapytania.

#Od YoonGi#
Z(ostań) W(iecznie), Księżniczko :*

W tym momencie serce mi pękło, a z oczu poleciała łezka. Wzruszyłam się tym, to było takie urocze... Tak jak cały związek z panem YoonGi.
Ja — Sung MiChi, zawsze traktowana jak śmieć lub ktoś/coś gorszego, zawsze poniżana, gnębiona, bez krzty chęci życia... Ja Sung MiChi, uratowana i pokochana przez sławnego licealistę, który mógłby mieć każdą, a wybrał mnie... Wszystko to wydaje się paradoksalne, niemożliwe... A jednak wszystko to się stało. Być może wiele wątków z mojego życia nie było tutaj zawartych, ale jeden główny tak. Wszystko, co miałam do napisania, raczej umieściłam, choć wątpię, że ktoś wyobraził to sobie tak, jak to było na prawdę. Historia mojego życia: Mici — bezbronna istota, która spadła na samo dno oraz Suga — wybawca, który pokochał mnie całym sercem, odkąd mnie tylko ujrzał.
"Kocham cię zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, o każdej porze roku. Nie lubię, gdy jesteś smutna i gdy spędzasz więcej czasu z Kookiem niż ze mną. Lubię natomiast spędzać z tobą czas w kawiarni, popijając karmelowe Latte. Uwielbiam twoje długie włosy, falujące na wietrze i duże czarne oczy, w których widzę ciepło twojej wspaniałej duszy. Bardzo lubię, gdy się rumienisz — jesteś wtedy taka urocza...
Kocham cię za wszystko. Jesteś moją Księżniczką, nikt i nic tego nie zmieni. Proszę, zostań ze mną na zawsze."  

Komentarze

  1. Łał. - to jedyne na co mnie teraz stać. Skoro to jest drugie miejsce, to boję się nawet pomyśleć o pierwszym... Boziu, to było cudowne *^* Na prawdę, wzruszyłam się... Ej, ale serio w mojej głowie jest teraz tylko takie "fhsjabbdhlao". Łał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże to jest cudowne a końcówka mnie rozwalila; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze czyta moją pracę! Dziękuję ślicznie za pozytywne słowa! Pozdrawiam serdecznie! 💕

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty