Czarodziejka | Prolog |



| PROLOG |

- Hmm... Rozumiem... Na prawdę! Wow, to musi być trudne.
- Buckaw! (Wszyscy mówią o jajach, gdzie są jaja! Jestem już zmęczona wysiadywaniem jaj).
- A co, gdybyś zrobiła sobie przerwę i nie wysiadywała żadnych jaj dzisiaj?
- Cluck, cluck, buckaw! (Może powinnam! Dziś biorę dzień wolny, będę spać przez cały dzień!) - powiedziała z zachwytem kura.
- Myślę, że to dobry pomysł. Powinnaś czasem odpocząć, inaczej będziesz zestersowana.
- Buk, buk, buk! (Zgadza się! Dzięki!) Buckaw! (Uff, to ulga. Cieszę się, że z tobą porozmawiałam).
- Cieszę się, że mogłam ci pomóc.
- Buck, buck, buck (Wiesz, że wszyscy  w tym gospodarstwie na prawdę cię lubią?) Cluck, buk-buk-buk! (Na prawdę pomagają nam rozmowy z tobą!)
- Na prawdę? Dzięki! Czuję się świetnie, kiedy mogę wam pomóc.
- Buckaw! (Jesteś bardzo słodką dziewczyną) Buk buckaw! (No, będę już lecieć)
- Miłego odpoczynku!
Kura rozpostarła skrzydła i pobiegła na drugą stronę farmy.
- Hmm... Trudno jest być kurą.
Gdy patrzyłam jak kura biegnie w swoją stronę, usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Hej, panienko! - obejrzałam się, głos nie wydawał mi się obcy. Mężczyzna podszedł do mnie, niosąc średniej wielkości psa w ramionach.
- Czy ty jesteś czarodziejką, która potrafi rozmawiać ze zwierzętami?
- Tak, to ja.
- Ach, tak jak myślałem! Cóż, cieszę się, że cię znalazłem! Coś się stało mojemu psu, od kilku dni wygląda, jakby cała radość z niego uleciała, utyka na jedną nogę. Myślę, że zranił się w nią, ale nie wiem jak.
- O nie! Wejdź do środka, muszę go obejrzeć. Proszę umieścić go na tym stole.
- Już, już - powiedział wieśniak i czym prędzej położył psa w wyznaczonym miejscu.
Pochyliłam się nad psem i delikatnie pogłaskałam go po głowie.
- Cześć kochanie. Jak masz na imię?
- Woof, woof! (Jestem Momo)
- Część Momo! - patrzyłam uważnie na pupila, kiedy podniósł prawą przednią łapę.
- Ojj... Biedny chłopak. Czy to ta noga cię boli? Gdzie dokładnie?
- Woof, woof! (Jakiś cierń tkwi w mojej łapie) - zaskowyczał z bólem w oczach. - Woof! (Myślę, że mam to, od kiedy wpadłem w cierniste gałęzi).
- Ojej...
- (To boli) - zapiszczał malec, kuląc się na stole.
- Nie martw się. Zaraz uleczę twoją łapkę.
Biorąc głęboki oddech, podwinęłam rękawy i wzięłam różdżkę w rękę.
- No to ruszamy. O święty wietrze... Ześlij nam powiew, by wyleczyć tę ranę. Sanatio Aura!
Po moich słowach orzeźwiający wiatr dostał się do pokoju, a Momo uniósł się w powietrze. Podczas chwili, wiatr usunął cierń z łapy i błyskawicznie wyleczył ranę. Powiew owiał nas raz jeszcze i delikatnie umieścił z powrotem Momo na stole.
- Proszę bardzo! Powinno być teraz w porządku.
- Woof! (Dzięki!) - Momo wstał na stole i zaszczekał radośnie.
- Nie ma problemu!
- Wielkie dzięki! Przebyłem szmat drogi z mojej wioski, bo usłyszałem, że jest tu panienka, która potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Czarodzieje i czarodziejki są tutaj powszechni, ale nigdy nie słyszałem o tobie, tej która potrafi rozmawiać ze zwierzętami.
- Och, proszę... To nie jest nic specjalnego. Jest jeszcze wiele rzezy, których muszę się nauczyć.
- Daj spokój, jesteś niesamowita! Nawiasem mówiąc, nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli spytam się jak masz na imię?
- Pewnie - zaśmiałam się radośnie. - Mam na imię ___.
- ___, co? Rozumiem. To ładne imię! Wiesz, słyszałem plotki o was w mojej wsi. Słyszałem, że jesteś czarodziejką, która straciła rodziców w epidemii okropnej choroby trzy lata temu, ale żyjesz wesoło własnym życiem i pełnisz opiekę nas zwierzętami. Nie czujesz się samotna, żyjąc sama?
- Cóż, czasami tak jest, ale ludzie tutaj są bardzo mili dla mnie. Zawsze mi pomogą.
- Ach tak... Wydajesz się być bardzo optymistyczna i wesoła. Jesteś miłą i silną dziewczyną.
- Cieszę się, że to słyszę! - zaśmiałam się niezręcznie, pocierając ręką kark.
- Nic dziwnego, że ta wioska wiedzie tak spokojne życie, mając tak świetną czarodziejkę, jak ty.
- Hę? N-no, nie wiem, czy na prawdę jestem taka świetna...
- Przestań, nie bądź taka skromna. Jestem pewien, że pewnego dnia zostaniesz wielką czarodziejką.
- Wielką czarodziejką...
- No cóż, muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł na ciebie liczyć. Do zobaczenia!
- Woof! (Żegnaj!)
- Dbajcie o siebie! - wieśniak poszedł do drzwi, niosąc Momo w jego ramionach, a ja jeszcze im pomachałam na pożegnanie.
- Wielka czarodziejka... - parsknęłam. - Ta, jasne...
Mruknęłam do siebie, wracając do słów wieśniaka. Odwróciłam się w stronę rogu pokoju, gdzie stał dzban wypełniony wodą.
- Hm... - skupiłam całą swoją uwagę na dzbanku, wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam różdżkę. - O mocy, która znajduje się wewnątrz, podnieśże dzban wody i przywiedź go do mnie. Levis Pullman!
Mimo mojego magicznego, imponującego zaklęcia, dzbanek ani drgnął, nawet o cal.
- Hmm... Nic się nie dzieje? - mruknęłam zawiedziona, kiedy nagle z dzbanka wody wyrosły skrzydła i zaczął fruwać wokół w powietrzu.
- Huh!? Hej, hej hej! Zatrzymaj się!
- Geh-hehehehe! - zaskrzeczał dzbanek wody.
- Hej! Co robisz? Zejdź na dół! - Ten durny dzbanek wody wciąż ze mnie kpił. Latał wokół mnie śmiejąc się przeraźliwie. - Nie żartuję! To jest mój jedyny dzbanek z wodą pitną na dzisiaj!
- Hehehehe! - dzbanek wody po prostu latał w kółko po pokoju, szydząc ze mnie.
- Zatrzymaj tooooo! - wrzasnęłam, wówczas dzbanek z wodą zatrzymał się nad moją głową. - Tak właśnie, po prostu się zatrzymaj...
Szalony śmiech znów zaskrzeczał w moim pokoju. Dzbanek nagle wywrócił się do góry nogami. Cała woda z dzbanka zalała mnie od stóp do głów.
- Świetnie...
Z ostatnim dźwiękiem tego okropnego śmiechu, skrzydła zniknęły i dzbanek wpadł prosto w moje ręce. To było tak ciężkie, że prawie kolana się pode mną ugięły, ale na szczęście udało mi się utrzymać równowagę, unikając rozbicia dzbanka w drobny mak.
- Cholera! To takie frustrujące!
Westchnęłam po ustawieniu dzbanka na podłodze. Nie ważne, jak bardzo się starałam, moje czary po prostu nie działały na nic poza zwierzętami. Ćwiczyłam i ćwiczyłam, i nic z tego. Zastanawiam się, dlaczego moje czasy ZAWSZE nie działają na rzeczy nie-zwierzęce. Mam na prawdę nadzieję, że nie zostałam skazana na rzucanie czarów jedynie na zwierzęta.
Im więcej o tym myślałam, tym bardziej przygnębiona byłam. Woda kapała na podłogę z moich włosów. No cóż... Chyba lepiej się przebiorę i przyniosę trochę więcej wody. Wykręciłam wodę z moich włosów, a kiedy miałam zmienić ubranie nagle...
- ___? Czy to dom ___?
... Usłyszałam męski głos po drugiej stronie drzwi. Hę? Zastanawiam się, kto to może by. Czym prędzej pobiegłam i otworzyłam drzwi, ale ku mojemu zdziwieniu nikogo za nimi nie było.
- Hę? To dziwne...
- Tutaj! Tu na górze!
- Co? Jest jeszcze ten głos?
- Hej! Mówię ci, że jestem tutaj! - coś stuknęło mnie w głowę, więc spojrzałam w górę.
- Czemu ten papier lata?
- Jaka niegrzeczna! Nie nazywaj mnie zwykłym kawałkiem "papieru"! - papier zatrzepotał i zleciał niżej.  - Jestem listem akceptacyjnym do Królewskiej Akademii Magii Gedonelune!
Gdy to powiedział, papier zwinął się i rozwinął na nowo ukazując pieczęć umieszczoną w liście.
- Gedonelune... List akceptacyjny? - gdy usłyszałam te słowa, mój umysł stał się na chwilę nieobecny. - Poczekaj... List akceptacyjny... Z Królewskiej Akademii Magii Gedonelune?
Na reszcie zrozumiałam, co papier mi powiedział. Bez zastanowienia chwyciłam papier w dłonie.
- Hej! Co ty sobie myślisz? Zabierz swoje łapy!
- Ooops... Przepraszam - podniecona, wypuściłam list z rąk.
- O chłopie! Co ty sobie myślisz, łapiąc mnie w mokre łapy? Jestem cały przemoczony! Co byś zobił, gdybym został uszkodzony i tusz by się rozpłynął? Hę?
- Ja... Bardzo mi przykro.
- Mniejsza... Przede wszystkim, dlaczego jesteś cała mokra?
- Hm... To trochę skomplikowane...
- Sprowadzam wielu studentów do Królewskiej Akademii Magii Gedonelune, ale to pierwszy raz, kiedy muszę wziąć ze sobą mokrą kurę!
- Przepraszam...
- Phi!
- N-no... Więc jesteś prawdziwy... prawda?
- Jak śmiesz mnie pytać o takie rzeczy?! "Prawdziwy"?! Oczywiście! Jestem prawdziwym listem akceptacyjnym Królewskiej Akademii Magii Gedonelune!
- Więc to nie jest sen...
Królewskiej Akademii Magii Gedonelune. Jest to jeden z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju, a tylko zaakceptowani czarodzieje i czarodziejki mogą do niej uczęszczać. Serge Durandal, słynny czarodziej, a dla mnie wzór, studiował tam w przeszłości. Tylko studenci, którzy zdali trudne egzaminy, albo wpadli w oko komisji mogą otrzymać list akceptacyjny ze szkoły. Już jakiś czas temu wysłałam aplikację do akademii, ale... Nie spodziewałam się, że rzeczywiście zostanie ona zaakceptowana. Jeśli uda mi się tam uczyć, być może opanuję lepiej zaklęcia! O! I może będą tam też fajne chłopaki! Co ja zrobię, jeśli się zakocham? I może nawet będę miała szansę spotkać Serge Durandal! Ach!
- Hej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie mogę mówić, kiedy widzę ten głupi uśmiech na twojej twarzy!
- Umm... Przepraszam.
- Na prawdę myślisz, że będziesz w stanie przetrwać w akademii z takim podejściem?
Nie wiedziałam, że list akceptacyjny rzeczywiście może mówić. Mam, nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia...
- Hę! W każdym razie jutr wyjeżdżamy.
- Co?! Jutro?!
- Tak właśnie. Więc pośpiesz się i przygotuj. Ale już!
- Poczekaj... Ja nawet nie wiem od czego zacząć...
- Nie wrócisz tutaj przez długi czas. Spakuj wszystko, co potrzebujesz.
- Wszystko co potrzebuję? To zajmie trochę czasu...
Mam nadzieję, że zrobię to jutro.

| Następnego dnia |


- Dobrze, dobrze. Spakowałaś wszystko, czego potrzebujesz? 
- Tak! - przede mną stało pięć walizek po brzegi wypełnione rzeczami, o dziwo udało mi się wyprowadzić je na zewnątrz. - Przy okazji... 
- Oczywiście! Oczywiście, że wszystkiego nie potrzebujesz! Weź jedną walizkę, która jest ci najbardziej potrzebna. 
- Ok... - wybrałam jedną z walizek i wręcz przytuliłam ją do siebie. 
- W porządku. Teraz czas na... - nagle list akceptacyjny zaczął świecić. 
- Woah! - nie mogłam się powstrzymać.
Bańka światła wypłynęła z listu akceptacyjnego i otoczyła w całości mój bagaż. 
- No to ruszam! Do Królewskiej Akademii Magii Gedonelune! - bańka prysła, a cały mój bagaż zniknął. 
- Woah! Nie ma mowy! To było wspaniałe! - chodziłam wokół miejsca, w którym stał mój bagaż, ale on na prawdę zniknął. List akceptacyjny wyglądał jakby się zarumienił. Papier lekko zmienił kolor na różowy. 
- A-hm! W każdym bądź razie, idziemy do następnego kroku... - list akceptacyjny znów zaczął błyszczeć, lecz tym razem bańka światła skupiła się na mojej osobie. Otoczyła całe moje ciało. 
- Woah, woah, woah! Co się dzieje?
- Czy to nie jest oczywiste? Musisz zmienić swoje ubrania! Wszyscy ucznioie są zobowiązani do noszenia mundurka szkolnego. Musimy się pospieszyć. 
- C-Czekaj! Wooooow! - O mój... Tak długo marzyłam o tym mundurku! - Jest nawet ładniejszy niż myślałam! To niesamowite! 
Rąbek mojej spódnicy lekko unosił się, gdy cicho obracałam się w powietrzu, by w końcu stanąć na miejscu. W głębokim zachwycie podziwiałam mój nowy mundurek. 
- To na prawdę nie jest sen! Na prawdę zostałam uczennicą Królewskiej Akademii Magii Gedonelune! - zaśmiałam się pełna radości. 
- Jak długo zamierzasz tu stać i fantazjować?
- Umm... Przepraszam. 
- W każdym bądź razie, został nam ostatni krok - list akceptacyjny znów zaczął błyszczeć, kolejna bańka światła się pojawiła. Świecący pęcherzyk płynął w dół do moich dłoni. 
- To godło naszej szkoły. To bardzo ważne, pamiętaj, za wszelką cenę NIE MOŻESZ GO ZGUBIĆ! Zawsze musisz mieć je umieszczone na piersi. 
- D-Dobrze! - pospiesznie przymocowałam piękny emblemat do mojego mundurku. Herb prezentował pięknego złotego lwa w otoczeniu granatu i czerwieni. 
- To kończy przygotowania. Teraz nadszedł czas, by udać się do akademii. 
- Cóż, jak się tam dostaniemy? Też umieścisz nas w pęcherzykach światła? - byłam podekscytowana teleportacją, ale list odpowiedział...
- Nie mogę tym teleportować ludzi! Jedziemy pociągiem.
- Och! Tak... pociąg... - jeśli teleportował walizki, to czemu nie może teleportować ludzi? Spojrzałam na niego kątem oka. 
- O co ci chodzi? 
- N-nie, n-nie. 
- Phi! Same nerwy z tobą... Zastanawiam się jak daleko zajdziesz z takim podejściem. Pozwól, że coś ci powiem. Mamy mało czasu, słońce zaczyna zachodzić. Chodźmy już! 
- Dobrze! 
Pobiegłam za listem akceptacyjnym, gdy zaczął się unosić w kierunku stacji. Ale kiedy owiała mnie lekka bryza, zatrzymałam się i spojrzałam za siebie. Tam stoi mój dom, w którym przeżyłam całe moje dotychczasowe życie. Nie mogę uwierzyć, że na prawdę zostałam uczennicą Królewskiej Akademii Magii Gedonelune. Czy właśnie to widzicie, mamo i tato? Obiecuję, że będę się uczyć tak ciężko, jak nigdy i stanę się kompetentną czarodziejką!
- Co robisz? Pospiesz się!
- Już! Czekaj na mnie! 
I tak wyruszyłam do Królewskiej Akademii Magii Gedonelune wraz z moim listem akceptacyjnym. 

Hari ♥



I jak się podobało? Pozostawcie swoją opinię w komentarzach! :D 

Komentarze

  1. Fajnie się zapowiada czekam na następny rozdział
    Mam pytanie kiedy następny rozdział
    My 24 year old husband ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy dobrych wiatrach możliwe, że dodam kolejną część "M24YOH" jutro, najdalej w niedzielę. Od razu powiem, że kolejna część "Czarodziejki" również się pojawi do końca tego tygodnia ^^

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty