In Perfect Harmony




Postacie: Ren, Gimli, Matka Ziemia, Królowa Śniegu, elfy, skrzaty leśne
Gatunek: Fantasy, romans,
Opis: Dawno, dawno temu żył sobie mały chłopiec w świecie, którego ludzkie oko nie widziało. Był jedynym człowiekiem, który żył w idealnej harmonii. 


W świecie tak odległym, gdzie ludzkie oko nie sięga, wraz z końcem zachodzącego dnia narodziło się maleńkie dziecko i wychowało głęboko w lesie. Matka nigdy nie ujrzała jego twarzy w ukrytym miejscu na świecie. Puszcza chroniła go i zaspokajała jego potrzeby. Dostawał owoce od ptaków i miód od pszczół. Znalazł schronienie pod drzewami. Dorósł w ich towarzystwie, a one stały się jego rodziną. Starodawne duchy lasu w dniu jego dojrzałości uczyniły go królem elfów i drzew i nadały mu imię Ren. Był jedyną ludzką istotą, która żyła w idealnej harmonii.
Młodzieniec żył wśród zwierząt, leśnych skrzatów i elfów. Jednak był jeden krasnolud, którego traktował jako najlepszego przyjaciela. Często odwiedzał go przy leśnym potoku, popijali wtedy herbatkę z ziół i jedli maliny.
- Gimli, opowiedz raz jeszcze tę historię.
- Którą? - zaskrzeczał stary krasnolud, poprawiając maleńkie okulary na swoim wielkim nosie.
- Niekończącą się historię... - szepnął Ren zapatrzony w starca.
- Ach... - westchnął i ułożył się przy drzewie. - Siadaj i słuchaj uważnie młodzieńcze, bo nie będę powtarzał... Armie zdobywały ziemie, ale ostatecznie upadły. Wzrastały liczne królestwa, które potem zasypał piach. Ziemia jest naszą matką, pamiętaj, to ona daje i zabiera, układa nas do snu i budzi swoim światłem. Wszyscy odejdziemy w niepamięć, nie ma wiecznej sławy. Ale wszystko co robimy nigdy nie jest na próżno. Lasy i pustynie, rzeki i niebieskie morza, góry i doliny, nic z tego tutaj nie pozostanie. Podczas, gdy myślimy, że jesteśmy świadkami, jesteśmy tylko jedną częścią z całego scenariusza. Ta niekończąca się historia, dokąd ona nas zawiedzie mój synu? Powtórzę, Ziemia jest naszą matką, daje i zabiera, układa nas do snu i budzi nas swoim światłem... Podaj mi kubeczek, bo zaschło mi w gardle.
Wyciągnął rękę w kierunku młodzieńca, a ten zaraz podał mu naczynie z którego pociągnął porządny łyk ziołowej herbatki.
- Na czym to ja skończyłem? Ach! Już wiem... Wszyscy jesteśmy częścią historii, częścią bajki. Wszyscy jesteśmy w tej podróży. I ludzie i stworzenia matki natury, takie jak ja. Nikt nie pozostanie. Niezależnie od tego dokąd ona zmierza i jaka jest jej droga. Jesteśmy częścią historii, pamiętaj synu, czasem pięknej, a czasem zwariowanej. I nikt nie pamięta, kiedy i jak to się zaczęło...
Stary Gimli zaniósł się kaszlem jednak, gdy znów nawilżył swe gardło herbatką, ból ustał.
- Ren, widzisz, jestem już stary. To nie to samo co dwieście lat temu, gdy skakałem po lesie, nie przejmując się bólem stawów i co najważniejsze płuc... - przerwał nasłuchując czegoś w oddali. Wtem podleciał do nich leśny skrzat, dyszał, nie mogąc złapać tchu.
- Idzie tu... - wysapał. - Ciemność zasnuła niebo... Ona... Ona idzie tu - wydukał i czmychnął, czym prędzej dalej.
Ren i stary Gimli spojrzeli po sobie. Tylko krasnolud wiedział co nadciąga.
- Trzeba się skryć!
- Gimli co się dzieje?
- Kiedy liście opadają, a niebo staje się ciemne nadchodzi noc, kończąc dzień. Słowiki śpiewają: "Lepiej schowaj się przed jej lodowatym piekłem!". Nadchodzi na swych zimnych skrzydłach. Nie znasz dnia, ani godziny. To siostra bliźniaczka Matki Ziemi, przychodzi, gdy jej się podoba i wtedy możesz mówić o śniegu w porze letniej.
- Lepiej uciekaj! Będziesz tęsknił za ciepłem - krzyknął do Rena, jeden z najmłodszych elfów.
- No dalej, po prostu to poczuj, nie czujesz tego chłodu?! - krzyknął drugi.
- Kiedy Cię obejmuje... - zaczął Gimli. - Kiedy Cię obejmuje, twoje serce zmienia się w kamień. A kiedy szepcze twoja krew staje się zimna...
- Lepiej się schowaj, zanim cię znajdzie! - przerwał mu skrzat.
- ... Ilekroć się gniewa odbiera całe życie!
- Czy nie zauważyłeś ruin naszego świata? - zaskomlał maleńki ptaszek lecąc czym prędzej przed siebie.
- Okrywa Ziemię swą zapierającą dech peleryną... Jeszcze nie znalazł się taki, który roztopiłby lód jej serca! - krzyknął Gimli. - Uciekaj! Nie zatrzymuj się i uciekaj!
Ren miał wrażenie, jakby słyszał go coraz gorzej. Obrócił się i ujrzał bowiem, jak starca pokrywa zewsząd błyszczący szron.  Niewiele myśląc zawrócił i rzucił się w jego kierunku.
- Czuję się taka zimna w środku, smutek zmroził mój umysł... - cichy szept rozchodził się po całym lesie.
Ren podbiegł do krasnoluda. Chwycił go za rękę i chciał pociągnąć za sobą, ale ani drgnął.Szarpał, lecz bezskutecznie.
- Uciekaj... - Gimli zdołał wyszeptać przez zamarzające usta.
Po policzkach Rena spływały łzy. Długo stał w miejscu, patrząc na przyjaciela. W jego głowie wciąż powtarzało się "Uciekaj". Nie chciał odchodzić. Nie chciał zostawiać swojego najlepszego przyjaciela. Jednak musiał... Z bólem serca obrócił się na pięcie i pędził przed siebie, by tylko się nie oglądać za siebie. Pędził do Matki Ziemi, w końcu to jej siostra za tym wszystkim stoi.

***

Ren stał, skryty za suknią Matki Ziemi, tak jak niegdyś, gdy był małym brzdącem. Przed nią stał zastęp uzbrojonych po same szyje elfów i krasnoludów. 
- To dla mnie niezmierny ból, że muszę walczyć ze swoją siostrą. Jednak, nie mogę bezczynnie patrzeć, jak w złości zabija bezbronne stworzenia. Niegdyś żyłyśmy w zgodzie, teraz wszystko się zmieniło. Stoczymy z nią bitwę moi mili! Za harmonię!
- Za harmonię! - równym głosem odpowiedziała armia leśnych stworzeń.
- Za harmonię! - powtórzył po nich Ren skryty za Matką Ziemią.
Ren chodził między zastępami, marząc o tym, by też stanąć do walki, ale nie mógł. Jego umiejętności były mizerne w porównaniu z siłą elfów i krasnoludów. Oni trenowali od dzieciństwa, a Ren... No cóż, on spędził je na zabawie.

Matka Ziemia doszła do rzeki zwanej Fly i przez tę właśnie rzekę, wraz z częścią swych wojsk, które wówczas nie zebrały się jeszcze przy niej w całości bez żadnej szkody i niebezpieczeństwa przeprawiła się po moście wspaniałej konstrukcji.
Tak więc przed ostatecznym starciem Matka Ziemia rozłożyła swe swe obozy, niedaleko rzeki Fly. W tych obozach wypoczywała przez dwa dni i  poleciła kapelanom przygotować się na wzgórzu do jej przemówienia, jednak nie mogła tego wykonać ze względu na wiatry wiejące, gdy wyruszano z obozów. I kiedy sama zatrzymała się na szczycie pewnego wzgórza, a wojska stojące wokół przeklinały kryształy lodu pokrywające drzewa w oddali, doszła do niej wieść o nadejściu wrogów. Wszyscy zatem uzbrojeni przygotowywali się do bitwy. Matka Ziemia, sama dosiadłszy konia, własną osobą pospieszyła przyjrzeć się wrogom i natychmiast rozpocząć ustawiać szyki na płaszczyźnie pewnego pola pomiędzy dwoma gajami.
Ren widząc co się dzieje, niezauważenie prześlizgnął się między oddziałami Matki Ziemi i czym prędzej udał się do gaju, który porastał zewsząd przewidziane pole bitwy. Skryty za drzewami biegł w kierunku armii przeciwnika. Chciał dobiec, zanim rozpocznie się ta cała szarpanina, ale nie udało mu się to. Armie spotkały się z wielkim zgiełkiem i niezmiernym pędem koni w pewnej dolinie w ten sposób, że przeciwna strona z góry, a strona Matki Ziemi również z góry wzajemnymi ciosami razić się zaczęły. Słysząc jak bitwa staje się być coraz bardziej chaotyczna, Ren przyspieszył kroku i już po chwili znalazł się po drugiej stronie pola bitwy. Pod otwartym namiotem siedziała ona, Królowa Śniegu. Ren nie myśląc dłużej podszedł pewnym krokiem do kobiety.
- Przerwij to - warknął stanowczo, przez zęby.
- Co proszę? Śmiesz mi rozkazywać? Ty? Ty, nędzny człowieku?
- Przerwij to! Po co mają ginąć bezbronne istoty?
- Ani mi się śni...
Ren podszedł gwałtownie do niej i położył jej dłonie na ramionach. Niemalże mógł usłyszeć jej oddech. "Jeszcze nie znalazł się taki, który roztopił by lód jej serca" powiedział niegdyś Gimli. Chłopak przypominając sobie słowa starego przyjaciela, poprzysiągł sobie pomścić jego stratę. Nie znalazł się? W takim razie będę to ja! Pomyślał i przyłożył swoje usta, do jej przemarzniętych warg. Kobieta drgnęła pod jego dotykiem, ale to była jej jedyna reakcja. Ren napierał na jej usta z każdą kolejną sekundą, jednak ona siedziała nieugięta. W oddali można było usłyszeć, jak odgłosy bitwy stają się coraz spokojniejsze. Robiło się coraz ciszej... Cała zamrożona armia Królowej Śniegu zaczęła się topić. Wszystkie stworzenia wreszcie były uwolnione. Jedynym odgłosem, który rozprzestrzeniał się po polu było bicie serca, bicie serca skutego lodem, bicie serca Królowej Śniegu. To właśnie Renowi udało się stopić jego lód. To ten niepozorny Ren, człowiek narodzony głęboko w lesie, wychowany wśród drzew, to właśnie on ocalił życie tysiącom bezbronnych istot. Ren zapobiegł bitwie...

***

- W moich dłoniach dziedzictwo wspomnień. Słyszę jak wypowiada moje imię, prawie widzę jego uśmiech, mogę poczuć ciepło jego objęcia. Lecz teraz... Teraz nie ma nic oprócz ciszy wokół tego, którego kochałam. Czy to nasze pożegnanie? - Królowa Śniegu padła na kolana, a po jej twarzy spływały łzy.
- Moja droga, zbytnio się zamartwiasz - zaczął Gimli. - Moje dziecko, widzę smutek w twoich oczach. Nie żyjesz samotnie, chociaż możesz myśleć inaczej. 
- Nigdy nie myślałam, że ten dzień nadejdzie tak szybko. Nie mieliśmy czasu na pożegnanie. Jakże świat może dalej trwać? Czuję się taka zagubiona, kiedy nie jest po mojej stronie. Nie ma nic oprócz ciszy...
- ____... - stary krasnolud położył rękę na jej ramieniu. - Przykro mi, że Twój świat się rozpada, przez te noce będę przy tobie, połóż głowę i zaśnij. Moje dziecko, to nie jest wasze pożegnanie, to nie jest wasze pożegnanie. On nadal tu jest... On nadal żyje, jako duch lasu, był jedynym człowiekiem, który żył w idealnej harmonii. 

Hari ♥

Komentarze

  1. Piękne, inne niż zawsze, ale równie dobre. Ale końcówka była taka smutna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postawiłam na bardziej baśniowy styl i nie spodziewałam się, że komukolwiek to się spodoba, więc bardzo cieszy mnie Twój komentarz. Co do końcówki, czasami mam jakiś taki impuls do pisania smutnych opowiadań.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty