Best Day Ever


Postacie: Chaerin, Sandara, Minji, Bom, Ty, pracownicy francuskiej restauracji, menadżer 2NE1.
Gatunek: romans, erotyka, komedia (?)
Opis: Jest deszczowy dzień, do restauracji cisną się wręcz dziesiątki ludzi, jednak nagle wielki gwar ucicha. Co jest tego przyczyną?

***

Obudziłem się wcześniej i powoli wstałem. Gdy zwlokłem się z łóżka moja dziewczyna zauważyła moją poranną erekcję. Spojrzała wymownie najpierw na penisa, a potem w moje oczy, jednak daliśmy sobie buzi na dzień dobry i każde zaczęło robić swoje.
- Kiciuś... Znów nie mam co na siebie założyć – westchnęła szukając jakiegoś ubrania, a ja zacząłem się rozbierać, celem skierowania swych kroków pod prysznic. Zdjąłem spodenki, co nie było wcale takie łatwe przez stojącego penisa. Gdy mi się udało i wyprostowałem się, prezentując członka w pełnej erekcji, dziewczyna najpierw mierzyła go wzrokiem, a potem zamruczała, lekko wzdychając, jakby żałowała, że musi zaraz wyjść do pracy. Zdjąłem koszulkę i zacząłem rozglądać się za szlafrokiem. Okazało się, że jest w łazience. Zaproponowała, że mi go przyniesie i wyszła.
Oczekując na jej powrót usiadłem na łóżku. Ponieważ nie wracała przykryłem się lekko kołdrą, gdyż robiło mi się zimno. W końcu wróciła i podała mi zgubę, siadając obok mnie. Przez moment ponarzekaliśmy na wczesne wstawanie, a potem zaczęliśmy fantazjować, aby wtulić się w pościel i zasnąć, nie musząc martwić się niczym... Nawet nie wiem jak to się stało, że położyłem się znów na łóżku. A moja poranna erekcja wciąż trwała, penis stał mi pionowo. Położyła głowę na moim brzuchu i głaskała mnie po nim. Dotąd nie myślałem o seksie, ale teraz marzyłem o szybkim porannym numerku.
- Możesz spóźnić się do pracy? - zapytałem, a ona od razu domyśliła się co mam na myśli, co zresztą nie było wielkim wyczynem, w końcu kilkanaście centymetrów przed jej twarzą sterczał mój penis.
- Kotek, spóźnienie nie wchodzi w grę.. - westchnęła smutno.
No cóż... Rozumiałem. Ale i tak przyjemnie poleżeć od rana, z nią i odwlec moment rozpoczęcia na dobre nowego dnia. Zwłaszcza, że cały czas głaskała mnie ręką po brzuchu. Czasem tylko zapuszczając się na uda – pełny błogostan. Pogłaskałem ją po włosach. Zamruczała... Chyba obydwoje chcielibyśmy teraz schować się przed całym światem w naszym łóżku. Ja w każdym razie tak pomyślałem. Jej pewnie też coś chodziło po głowie, bo po chwili poczułem jak jej ręka chwyta mojego penisa. Dotykała go delikatnie, jakby tylko się nim bawiła, zastanawiając się co dalej z nim zrobić. Penis od rana z reguły jest bardzo czuły i taki delikatny dotyk dostarczał mi subtelnej rozkoszy. Tym bardziej, że zasłaniała mi swoją głową cały widok, więc nic nie widząc oddałem się przyjemnościom, zamykając oczy i opadając głową na poduszkę.
Po chwili poczułem jak jej palce lekko zaciskają się wokół mojego penisa i poruszają trochę do góry. Westchnąłem, bo było mi bosko... Ale najlepsze nadeszło chwilę później, gdy poczułem na główce penisa jej usta. Nadal nic nie widziałem, ale czułem jak jej usta obejmują go coraz bardziej. Było coraz lepiej. Stopniowała mi przyjemność, dostarczając coraz to nowych doznań. Delikatnych, ale cudownych.
Jednak po subtelnym preludium przyszedł czas na konkrety. Zmieniła miejsce, siadając między moimi nogami. Chyba przypomniała sobie o obowiązku dotarcia do pracy, bo subtelne pieszczoty zostały zastąpione szybkim seksem oralnym. Wzięła penisa dość głęboko do ust i zacisnęła je. Trzymając go w ustach czułem jak przesuwa po nim językiem. Jednocześnie zacisnęła palce u nasady członka. Po chwili usta cofnęły się tak, że tylko główka była w nich. Z zaciśniętymi dookoła penisa palcami, zaczęła intensywnie poruszać nimi wzdłuż członka. Od razu zacząłem dochodzić. Kilka dodatkowych pieszczot językiem na główce dopełniło całości. Szybki lodzik zakończył się orgazmem w jej ustach.
- Pa Skarbie - leżącego i dochodzącego do siebie, zostawiła mnie w łóżku żegnając buziakiem.„Całkiem fajnie zaczyna się ten dzień.” pomyślałem...


Na dworze lało jak z cebra. Ulice wyglądały, jakby miasto było bezludne, za to w każdym centrum handlowym, w każdej kawiarni, aż roiło się od ludzi. Tak, wręcz idealna pogoda, żeby zarobić trochę pieniędzy. Powiedziałem trochę? Wręcz ogrom pieniędzy. Do naszej restauracji weszło masę przypadkowych ludzi, którzy pewnie nawet nie wiedzieli o jej istnieniu. A cóż może robić taki szary człowiek, kiedy na dworze tak leje? Tylko jeść. Tym bardziej, że nawet nosa na dwór nie wyłoży. Deszcz był niemalże zabójczy. Parasole przed kawiarenkami, aż same się zamykały pod siłą uderzenia kropli. Powiedziałbym „Deszcz dźwignią handlu”, takiego ruchu jeszcze nie widziałem. W kuchni nawet nie ma czasu, żeby podrapać się po nosie, cały czas przychodzą do nas to nowe zamówienia na kolejne potrawy.
Gwar na sali był niesamowity i aż zamarłem, gdy wszyscy ucichli. Wszyscy w kuchni patrzyli po sobie z niemałym zdziwieniem. Otarłem ręce w ściereczkę i wyszedłem, by zobaczyć co się dziele. Czyżby przestało padać i wszyscy uciekli? Hmm... niby nic takiego, masa ludzi siedzących, przy pięknie nakrytych stołach... Wszyscy wpatrzeni tylko w jedno miejsce – drzwi do pomieszczenia jadalnego dla VIP'ów. A to Ci niespodzianka! Już myślałem, że nikt tam nie zawita.
- Gdzie, do cholery, jest szef kuchni?! - usłyszałem głos z kuchni. O! Ktoś mnie woła. Zaśmiałem się pod nosem i poszedłem do tej nerwowej kelnerki.
- O co chodzi Madelaine?
- VIP'y przyszły... - westchnęła nieco podekscytowana.
- Wiem. Dlaczego robisz z tego takie zamieszanie? Leć ich obsłużyć - przerwałem jej wracając do gotowania.
- Chcą, żebyś do nich przyszedł.
- Aigoo... - ponownie otarłem ręce w ściereczkę i poszedłem prosto za dziewczyną. Otworzyłem jej drzwi, jak przystało na wychowanego mężczyznę. Co, jak co, ale w pracy też trzeba się zachować. Zamknąłem je i jak zobaczyłem kto siedzi przy stole, moja szczęka niemalże wyleciała mi z ust i roztrzaskała się na podłodze. Nie kto inny jak nasze kochane 2NE1. Ukłoniłem się nisko przed dziewczynami i ich menadżerem.
- W czym mogę pomóc? - spojrzałem na każdego z osobna.
- Nie możemy się zdecydować – zaczęła Sandara. - Chcielibyśmy zjeść coś dobrego, rozgrzewającego, ale niezbyt ostrego... Coś subtelnego. Zdajemy się na Pańską łaskę.
- Ale na początek poprosimy pięć latte – wtrąciła się liderka zespołu puszczając oczko w moim kierunki, a menadżer, kompletnie tego nie widząc, dodatkowo skinął głową.
- Dobrze. Damy z siebie wszystko, by dogodzić państwa podniebieniom – znów się ukłoniłem i opuściłem pokój wraz z towarzyszącą mi kelnerką.
- Co tak sztywno, Ty stary fanboy'u? Myślałam, że od razu podlecisz do nich po autograf – Madelaine szła za mną śmiejąc się do rozpuku.
- Nie masz się czym zająć? - warknąłem. - Marsz przygotować pięść latte dla naszych klientów. Migiem!
- Łi! - obróciła się na pięcie i zaraz zniknęła za blatem barku.
Wkurwiła mnie i to mocno. Niby jesteśmy starymi, dobrymi przyjaciółmi, ale potrafi być naprawdę irytująca. Zresztą sprostowując, fanboy'em nie jestem, ale chyba każdy na moim miejscu ucieszyłby się z takiej wizyty w swojej restauracji. Już pomińmy fakt, że dziewczyny są niezwykle urodziwe i chyba każdy mężczyzna chciałby mieć okazję spotkać je osobiście...Tak, w szczególności tę zaczepną raperkę.
Wszedłem do kuchni. Trwało w niej wielkie poruszenie. Wszyscy chcieli wiedzieć, kto zaszczycił nas swoją obecnością. Nie obeszło się bez potoku pytań. Zwyczajnie je zignorowałem.
-Louis – przystawka – zupa krem z małży, France - danie główne – stek po bermańsku. Deser przygotuję sam. Dania mają być przygotowane perfekcyjnie! Wybierzcie najlepsze składniki z tych najlepszych. Te dania mają być godne naszych VIP'ów! Raz! Raz! Do roboty! - klasnąłem żwawo rękoma, by ich jakoś pogonić. - Migiem!
Zaszyłem się w pokoju do tworzenia przez naszą restaurację rozmaitych deserów. Prosili o coś ciepłego, o coś co ich rozgrzeje, coś nieostrego... Tym razem postawimy na prostotę. To pierwsze dwa dania mają za zadanie rozgrzać naszych klientów. Deser jest istną kwintesencją delikatności i smaku. Sernik, w którego wnętrzu jest puszysta pianka z idealnie ubitego sera, ze skorupką z przypieczonego karmelu, a na wierzchu kratka z lanej, gorzkiej czekolady.. Całość przyozdobiona najsłodszymi truskawkami jakie mamy. To powinno ich zadowolić.
Tworzyłem to danie z w wielkim skupieniu. Nie obeszło się bez masy obserwatorów, którzy stali w wejściu do pokoju. Byłem tutaj powszechnie znanym mistrzem. Pracowałem w najlepszych francuskich restauracjach w kraju pochodzenia tej wspaniałej kuchni. Wielokrotnie pojawiałem się w magazynach i programach kulinarnych, jednak moja kariera przycichła, gdy otworzyłem tę niewielką restaurację. I całe szczęście. To ciągłe bycie na celowniku wszystkich reporterów i smakoszy było męczące. Co racja, nadal zlatują się tutaj krytycy z całego kraju i spoza niego, ale to nic w porównaniu do mojej wcześniejszej sytuacji. Teraz na reszcie mogę od tego wszystkiego odetchnąć. Pod nowym pseudonimem wszystko wydaje się być łatwiejsze.
Louis przyszedł do mnie i pokazał jak wygląda danie przygotowane przez niego. Musiałem je dokładnie obejrzeć i dopiero po moim pozwoleniu mógł je podać. Taka istniała zasada w mojej restauracji. Jeśli coś mi się nie spodoba, nie ma prawa wylądować na stołach naszych klientów. To samo tyczy się samego smaku, bo to on jest najważniejszy. Nie długo po nim przyszedł France. Chłopaki spisali się na medal, będę musiał ich później za to pochwalić. Madelaine również co chwilę do mnie przychodziła i zdawała mi relację z reakcji naszych VIP'ów na posiłek.
Teraz przyszła kolej na mnie. Obejrzałem dokładnie każdy przygotowany przeze mnie deser. Wyglądały perfekcyjnie. Jednak czegoś brakowało... Jakiegoś koloru, który mógłby przełamać nieco kolorystykę smakołyku... Wiem! Zieleń. Do każdej porcji dodałem dwa maleńkie listki mięty. Tak, teraz jest idealnie. Można to podać naszym klientom. Z niewielką pomocą Madelaine zanieśliśmy desery naszym gościom. To jest to co lubię najbardziej. Patrzeć na reakcję klientów, kiedy zobaczą stawiane przed nimi potrawy. Dziewczyny były wręcz zachwycone. Oglądały sernik z każdej strony nie mogąc się nim nadziwić.
Nie przeszkadzając im ukłoniłem się nisko i wraz z kelnerką opuściliśmy pokój, skrycie przybijając nasze dłonie w geście odniesionego sukcesu.
Ruszyłem prosto w kierunku kuchni, kiedy usłyszałem, że ktoś za mną woła. Obróciłem się nieco zaskoczony, bo nie był to znajomy mi głos moich pracowników. Był to ten przysadzisty menadżer 2NE1.
- Szefie. Mógłbyś jeszcze na chwilę do nas przyjść?
Skinąłem głową. Obróciłem się na pięcie i wróciłam się do pokoju dla VIP'ów.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc?
Wszyscy już skończyli konsumować swoje desery i siedzieli spokojnie przy stole patrząc na mnie. Nie wiedziałem o co może chodzić. Po co jeszcze mnie do siebie wezwali?
- Ach! Przydałby się ktoś taki w kuchni naszej wytwórni... - powiedziała najmłodsza z rozmarzonym głosem, na co odpowiedziałem śmiechem.
- Chciałyśmy... Umm... Chcieliśmy – liderka poprawiła się, po czym spojrzała na ich menadżera śmiejąc się. - Chcieliśmy podziękować za ten wspaniały posiłek. Dania nie dość, że były przepyszne, to jeszcze wspaniale wyglądały. Istna uczta dla wzroku i podniebienia.
-To ja dziękuję - ukłoniłem się nisko, wdzięczny za te cudowne podziękowania. - To zaszczyt i sama przyjemność gotować dla Was – uśmiechnąłem się szarmancko, skupiając wzrok na blondynce.


Mile wspominam tamten dzień. Tak jak im mówiłem wcześniej, była to istna przyjemność gotować dla nich. Ale... ale jeszcze przyjemniejsze jest to, że jedna z nich, Chaerin, dzień w dzień przychodziła do mojej restauracji, by kosztować to kolejne dania. I z dnia na dzień przesiadywała tutaj coraz dłużej. Pewnego dnia jednak kompletnie się zasiedziała. Wszedłem do pokoju dla VIP'ów, by... Nie ładnie to brzmi, ale, żeby ją grzecznie wyprosić. Albo inaczej... Nie, nie idzie tego nazwać inaczej.
- Paul... - zaczęła dosyć nieśmiało, uprzedzając mnie. - Już zamykacie prawda?
- Zgadza się – skinąłem głową zabierając brudną zastawę stojącą przed nią.
- Czy... Aich... Znalazłabyś dla mnie trochę czasu po zamknięciu? - jej twarz oblał rumieniec, a mnie wręcz wmurowało w podłogę. Nie spodziewałem się, że ta bezpośrednia raperka okaże się tak nieśmiałą istotką.
- Czym zawdzięczam ten zaszczyt – odpowiedziałem w końcu drocząc się z nią.
Potarła kark milcząc przez dłuższą chwilę. Spuściła wzrok na swoje dłonie, które nerwowo pocierała.
- Umówisz się ze mną? - wypaliła w końcu patrząc na mnie, po czym znów wbiła wzrok w swoje ręce.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zachciało mi się śmiać, ale jakby to wyglądało? Jeszcze moi pracownicy zlecieli by się tutaj w przypływie ciekawości. Patrzyłem na nią uważnie. Odłożyłem zastawę na stół i kucnąłem obok niej. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho.
- Tak – po prostu odpowiedziałem, chwytając ją za podbródek i unosząc jej twarz, by spojrzała na mnie. Wyglądało, jakby odetchnęła z ulgą. - Zaczekaj tylko chwilę, zamknę do końca restaurację i możemy iść.
Skinęła potulnie głową i usiadła prosto w fotelu. Zabrałem ponownie zastawę i opuściłem pokój, zostawiając ją tam samą. Kelnerki zbierały czystą zastawę ze stołów, przy których nikt nie siedział, składały wszystkie obrusy, chłopacy w kuchni sprawdzali, czy wszędzie zostały wyłączone palniki, wyrzucali śmieci, zmywali ostatnie naczynia. Gdy już skończyli kazałem wszystkim opuścić wcześniej restaurację i sam zająłem się resztą. Pomyłem zastawę, którą przyniosłem z pokoju dla VIP'ów, ponownie sprawdziłem wszystkie palniki i piekarniki, po czym odciąłem dobieg gazu. Jeszcze tylko poszedłem do szatni. Już nie bawiąc się w chodzenie do przebieralni zdjąłem swój fartuch. Właśnie odwieszałem go do swojej szafki, kiedy usłyszałem zbliżające się kroki. Czyżby Chaerin była taka niecierpliwa? Wsunąłem na siebie spodnie i na spokojnie zapinałem pasek w nich, kiedy pojawił się, nie kto inny, jak sama raperka.
- Aich! Wybacz! - palnęła speszona, kiedy zobaczyła mnie przebierającego się.
- Nie szkodzi... - odpowiedziałem z uśmieszkiem na ustach. Wyciągnąłem koszulę z szafki i zacząłem ją ubierać. - Co masz ochotę dzisiaj robić? Nie mamy zbyt wielu możliwości zważywszy na to która jest godzina.
- Szczerze... - spojrzała na mnie. Zamknęła oczy, pokręciła głową, po czym znów utkwiła we mnie wzrok. Podeszła do mnie zatrzymując moje ręce podczas zapinania guzików koszuli. - Koniec grania, tydzień to za długo. Mam ochotę się Tobą pieprzyć – wypaliła.
Na początku tygodnia, po moim, wręcz nieziemskim, rozpoczęciu dnia, stwierdziliśmy, że spróbujemy odnowić chwilę naszego poznania się. Śmieszne i trudne. No bo weź tu wytrzymaj bez dotykania jej boskiego ciała dzień w dzień. Ale to ja wygrałem zakład...
- Teraz? - zamruczałem, przyciągając ją bliżej siebie.
- Tu i teraz... - szepnęła zalotnie rozpinając po kolei zapięte przeze mnie guziki. Moje ręce od razu wślizgnęły się pod jej sukienkę. Zaciskając palce na jej pośladkach, przyciągałem ją bliżej siebie. Uwielbiam czuć i widzieć jak jej usta oderwane od moich są spragnione mnie, a w jej oczach widzę zawiedzenie mówiące: „Chcę więcej!”. Tego wieczora to nie ja ją całowałem, lecz ona mnie. A robi to świetnie. Dosyć szybko uporała się z pozbawieniem mnie wszelkiego okrycia. Stojący penis równie szybko trafił w jej dłoń, którą zacisnęła na nim. Chwilę później na podłodze obok moich ubrań wylądowała jej sukienka, włącznie z bielizną.
Zdążyłem tylko dotknąć jej piersi, a ona już zmierzała ustami do penisa, nie pozwalając dłużej zająć się biustem. Oparłem się o stojący za mną stół, a Chaerin zajęła miejsce na podłodze. Bez szczególnych pieszczot, tak jak tamtego ranka, po prostu wzięła go głęboko do ust i zaczęła ssać. Jednak nie mocno, doskonale wiedziała to co lubię. Z zaciśniętymi ustami powoli wyjmowała go z ust. Po chwili chwyciła go ręką w połowie długości, a ustami zaczęła pieścić. W zasadzie to jej usta pieściły głównie główkę członka, wsuwając i wysuwając ją do środka. Ręka raz po raz przesuwała się w dół, do nasady penisa, a potem znów do połowy.
Doskonale... Odchyliłem głowę do tyłu oddając się przyjemnościom. Zamknąłem oczy, czując jak jej ręka i usta sprawiają mi wielką rozkosz. Przyjemność ta stawała się narastająca, a moje odgłosy również się wzmogły. Chaerin przyspieszyła, co przełożyło się na zbliżający orgazm.
- Przestań, nie chcę już teraz wytrysnąć... - powiedziałem, jednak ona nie przestawała, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej przyspieszyła, zwłaszcza ruchy ręką u nasady. - Przestań... - powiedziałem tym razem bardziej dosadnie. - Przestań bo nie wytrzymam...
Przestała. Chciałem ją pieścić teraz ustami, ale uprzedziła mnie.
- Kochajmy się teraz. Natychmiast!
Przysiadła na stole rozkładając przede mną nogi. Pocałowałem ją głęboko, jednocześnie wchodząc w jej ciało. Była wilgotna, a jej ciało spragnione. Wchodziłem w nią pomału, jedną ręką pieszcząc twardy sutek piersi.
- Mhmmm... uwielbiam... - Chaerin szepnęła, wziąwszy czule moją twarz w swoje dłonie.
Moje ruchy stawały się coraz bardziej intensywniejsze, a z każdym kolejnym byłem coraz głębiej w niej. Mimo wszystko nadal robiliśmy to jeszcze delikatnie. Oboje byliśmy spragnieni swoich ciał, ale na ostry seks mieliśmy jeszcze czas tego wieczora.
Ciche westchnienia, romantyczne spojrzenia prosto w oczy, czułość i delikatność – takimi wyrazami można by opisać ten moment. Głębokie pocałunki i zabawy językiem i ustami, z których wydawaliśmy ciche jęki i westchnienia pomiędzy moimi kolejnymi pchnięciami. Gdy jednak zaspokoiliśmy potrzebę bliskości, a zaczęliśmy potrzebować silniejszych bodźców, zacząłem przyspieszać. Odgłosy Chaerin od razu stały się głośniejsze. Po chwili znów przyspieszyłem, poruszając wyłącznie biodrami. Słychać było odgłos uderzeń moich bioder o jej uda. To taki charakterystyczny odgłos, którego nie da się pomylić z niczym innym, a gdy do tego dochodzi skrzypienie stołu, nasze oddechy, jęki i westchnienia to powstaje doskonała symfonia naszego seksu.
- Mocniej... - szepnęła w pewnej chwili. Starałem się więc robić to mocniej, ale w zasadzie prawie było to niemożliwe. - Mocniej... - znów szepnęła, tym razem bardziej zdecydowanie, a ja starałem się mocniej i głębiej wnikać w jej ciało. - Mocniej! Pieprz mnie mocniej! - znów szepnęła.
Odchylając głowę do tyłu sięgnęła rękoma do moich pośladków, by mi pomóc. Po chwili poczułem jak jej długie paznokcie wbijają się w pośladki i z każdym pchnięciem przyciągała moje ciało z coraz większą siłą. Chaerin była coraz głośniejsza – jęki, westchnienia i bardzo szybki oddech, który czułem na swojej twarzy.
Nasze ciała były wilgotne, mlaskały o siebie, gdy ją posuwałem. Chaerin zaczynała dochodzić... Czułem jak jej ciało zaczyna się napinać, pragnąc mnie coraz mocniej. Słyszałem jej coraz głośniejsze jęki i coraz szybszy oddech, któremu płuca nie nadążały podawać powietrza. Przede wszystkim jednak czułem jej ręce na pośladkach, a raczej jej paznokcie, a ma je dosyć długie, wbijające się w nie i przyciągające mnie do jej ciała.
Mój penis rytmicznie wbijał się w jej mokra szparkę i sam czułem, że zaraz będę miał orgazm. Chaerin jęcząc wygięła się i odchyliła głowę do tyłu. Wydała z siebie kilka bardzo szybkich jęków, połączonych z gwałtownym łapaniem powietrza, po czym opuściła głowę i... zaczęła płakać. Mniej więcej w tej samej chwili i ja miałem orgazm. Chaerin odchyliła głowę i zobaczyłem jak po policzku spływa jej łza. Próbowała się uśmiechnąć. Sam już nie wiedziałem, czy są to łzy szczęście, bólu, czy jakiegoś żalu.
- Co się dzieje? - spytałem w końcu, kompletnie zdezorientowany.
- Nic. Nic. Było wspaniale. Stęskniłam się za tym... – szepnęła opierając głowę na moim ramieniu.

- Ahh... głuptasie – przytuliłem ją mocno, gładząc ręką jej włosy.  

Komentarze

  1. Boskie ♥
    Cudnie ci to wyszło ^^ uwielbiam 2NE1 i cieszę się że trafiłam na twój blog :* i mogłam przeczytać ten scenariusz ♥
    Weny życzę i zapraszam do mnie my-dream-is-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty