Best Day Ever
Postacie: Chaerin, Sandara, Minji, Bom, Ty, pracownicy francuskiej restauracji, menadżer 2NE1.
Gatunek: romans, erotyka, komedia (?)
Opis: Jest deszczowy dzień, do restauracji cisną się wręcz dziesiątki ludzi, jednak nagle wielki gwar ucicha. Co jest tego przyczyną?
***
Obudziłem się wcześniej i powoli
wstałem. Gdy zwlokłem się z łóżka moja dziewczyna zauważyła
moją poranną erekcję. Spojrzała wymownie najpierw na penisa, a
potem w moje oczy, jednak daliśmy sobie buzi na dzień dobry i każde
zaczęło robić swoje.
- Kiciuś... Znów nie mam co na siebie
założyć – westchnęła szukając jakiegoś ubrania, a ja
zacząłem się rozbierać, celem skierowania swych kroków pod
prysznic. Zdjąłem spodenki, co nie było wcale takie łatwe przez
stojącego penisa. Gdy mi się udało i wyprostowałem się,
prezentując członka w pełnej erekcji, dziewczyna najpierw mierzyła
go wzrokiem, a potem zamruczała, lekko wzdychając, jakby żałowała,
że musi zaraz wyjść do pracy. Zdjąłem koszulkę i zacząłem
rozglądać się za szlafrokiem. Okazało się, że jest w łazience.
Zaproponowała, że mi go przyniesie i wyszła.
Oczekując na jej powrót usiadłem na
łóżku. Ponieważ nie wracała przykryłem się lekko kołdrą,
gdyż robiło mi się zimno. W końcu wróciła i podała mi zgubę,
siadając obok mnie. Przez moment ponarzekaliśmy na wczesne
wstawanie, a potem zaczęliśmy fantazjować, aby wtulić się w
pościel i zasnąć, nie musząc martwić się niczym... Nawet nie
wiem jak to się stało, że położyłem się znów na łóżku. A
moja poranna erekcja wciąż trwała, penis stał mi pionowo.
Położyła głowę na moim brzuchu i głaskała mnie po nim. Dotąd
nie myślałem o seksie, ale teraz marzyłem o szybkim porannym
numerku.
- Możesz spóźnić się do pracy? -
zapytałem, a ona od razu domyśliła się co mam na myśli, co
zresztą nie było wielkim wyczynem, w końcu kilkanaście
centymetrów przed jej twarzą sterczał mój penis.
- Kotek, spóźnienie nie wchodzi w
grę.. - westchnęła smutno.
No cóż... Rozumiałem. Ale i tak
przyjemnie poleżeć od rana, z nią i odwlec moment rozpoczęcia na
dobre nowego dnia. Zwłaszcza, że cały czas głaskała mnie ręką
po brzuchu. Czasem tylko zapuszczając się na uda – pełny
błogostan. Pogłaskałem ją po włosach. Zamruczała... Chyba
obydwoje chcielibyśmy teraz schować się przed całym światem w
naszym łóżku. Ja w każdym razie tak pomyślałem. Jej pewnie też
coś chodziło po głowie, bo po chwili poczułem jak jej ręka
chwyta mojego penisa. Dotykała go delikatnie, jakby tylko się nim
bawiła, zastanawiając się co dalej z nim zrobić. Penis od rana z
reguły jest bardzo czuły i taki delikatny dotyk dostarczał mi
subtelnej rozkoszy. Tym bardziej, że zasłaniała mi swoją głową
cały widok, więc nic nie widząc oddałem się przyjemnościom,
zamykając oczy i opadając głową na poduszkę.
Po chwili poczułem jak jej palce
lekko zaciskają się wokół mojego penisa i poruszają trochę do
góry. Westchnąłem, bo było mi bosko... Ale najlepsze nadeszło
chwilę później, gdy poczułem na główce penisa jej usta. Nadal
nic nie widziałem, ale czułem jak jej usta obejmują go coraz
bardziej. Było coraz lepiej. Stopniowała mi przyjemność,
dostarczając coraz to nowych doznań. Delikatnych, ale cudownych.
Jednak po subtelnym preludium
przyszedł czas na konkrety. Zmieniła miejsce, siadając między
moimi nogami. Chyba przypomniała sobie o obowiązku dotarcia do
pracy, bo subtelne pieszczoty zostały zastąpione szybkim seksem
oralnym. Wzięła penisa dość głęboko do ust i zacisnęła je.
Trzymając go w ustach czułem jak przesuwa po nim językiem.
Jednocześnie zacisnęła palce u nasady członka. Po chwili usta
cofnęły się tak, że tylko główka była w nich. Z zaciśniętymi
dookoła penisa palcami, zaczęła intensywnie poruszać nimi wzdłuż
członka. Od razu zacząłem dochodzić. Kilka dodatkowych pieszczot
językiem na główce dopełniło całości. Szybki lodzik zakończył
się orgazmem w jej ustach.
- Pa Skarbie - leżącego i
dochodzącego do siebie, zostawiła mnie w łóżku żegnając
buziakiem.„Całkiem fajnie zaczyna się ten dzień.”
pomyślałem...
Na dworze lało jak z cebra. Ulice
wyglądały, jakby miasto było bezludne, za to w każdym centrum
handlowym, w każdej kawiarni, aż roiło się od ludzi. Tak, wręcz
idealna pogoda, żeby zarobić trochę pieniędzy. Powiedziałem
trochę? Wręcz ogrom pieniędzy. Do naszej restauracji weszło masę
przypadkowych ludzi, którzy pewnie nawet nie wiedzieli o jej
istnieniu. A cóż może robić taki szary człowiek, kiedy na dworze
tak leje? Tylko jeść. Tym bardziej, że nawet nosa na dwór nie
wyłoży. Deszcz był niemalże zabójczy. Parasole przed
kawiarenkami, aż same się zamykały pod siłą uderzenia kropli.
Powiedziałbym „Deszcz dźwignią handlu”, takiego ruchu jeszcze
nie widziałem. W kuchni nawet nie ma czasu, żeby podrapać się po
nosie, cały czas przychodzą do nas to nowe zamówienia na kolejne
potrawy.
Gwar na sali był niesamowity i aż
zamarłem, gdy wszyscy ucichli. Wszyscy w kuchni patrzyli po sobie z
niemałym zdziwieniem. Otarłem ręce w ściereczkę i wyszedłem, by
zobaczyć co się dziele. Czyżby przestało padać i wszyscy
uciekli? Hmm... niby nic takiego, masa ludzi siedzących, przy
pięknie nakrytych stołach... Wszyscy wpatrzeni tylko w jedno
miejsce – drzwi do pomieszczenia jadalnego dla VIP'ów. A to Ci
niespodzianka! Już myślałem, że nikt tam nie zawita.
- Gdzie, do cholery, jest szef kuchni?!
- usłyszałem głos z kuchni. O! Ktoś mnie woła. Zaśmiałem się
pod nosem i poszedłem do tej nerwowej kelnerki.
- O co chodzi Madelaine?
- VIP'y przyszły... - westchnęła
nieco podekscytowana.
- Wiem. Dlaczego robisz z tego takie
zamieszanie? Leć ich obsłużyć - przerwałem jej wracając do
gotowania.
- Chcą, żebyś do nich przyszedł.
- Aigoo... - ponownie otarłem ręce w
ściereczkę i poszedłem prosto za dziewczyną. Otworzyłem jej
drzwi, jak przystało na wychowanego mężczyznę. Co, jak co, ale w
pracy też trzeba się zachować. Zamknąłem je i jak zobaczyłem
kto siedzi przy stole, moja szczęka niemalże wyleciała mi z ust i
roztrzaskała się na podłodze. Nie kto inny jak nasze kochane 2NE1.
Ukłoniłem się nisko przed dziewczynami i ich menadżerem.
- W czym mogę pomóc? - spojrzałem na
każdego z osobna.
- Nie możemy się zdecydować –
zaczęła Sandara. - Chcielibyśmy zjeść coś dobrego,
rozgrzewającego, ale niezbyt ostrego... Coś subtelnego. Zdajemy się
na Pańską łaskę.
- Ale na początek poprosimy pięć
latte – wtrąciła się liderka zespołu puszczając oczko w moim
kierunki, a menadżer, kompletnie tego nie widząc, dodatkowo skinął
głową.
- Dobrze. Damy z siebie wszystko, by
dogodzić państwa podniebieniom – znów się ukłoniłem i
opuściłem pokój wraz z towarzyszącą mi kelnerką.
- Co tak sztywno, Ty stary fanboy'u?
Myślałam, że od razu podlecisz do nich po autograf – Madelaine
szła za mną śmiejąc się do rozpuku.
- Nie masz się czym zająć? -
warknąłem. - Marsz przygotować pięść latte dla naszych
klientów. Migiem!
- Łi! - obróciła się na pięcie i
zaraz zniknęła za blatem barku.
Wkurwiła mnie i to mocno. Niby
jesteśmy starymi, dobrymi przyjaciółmi, ale potrafi być naprawdę
irytująca. Zresztą sprostowując, fanboy'em nie jestem, ale chyba
każdy na moim miejscu ucieszyłby się z takiej wizyty w swojej
restauracji. Już pomińmy fakt, że dziewczyny są niezwykle
urodziwe i chyba każdy mężczyzna chciałby mieć okazję spotkać
je osobiście...Tak, w szczególności tę zaczepną raperkę.
Wszedłem do kuchni. Trwało w niej
wielkie poruszenie. Wszyscy chcieli wiedzieć, kto zaszczycił nas
swoją obecnością. Nie obeszło się bez potoku pytań. Zwyczajnie
je zignorowałem.
-Louis – przystawka – zupa krem z
małży, France - danie główne – stek po bermańsku. Deser
przygotuję sam. Dania mają być przygotowane perfekcyjnie!
Wybierzcie najlepsze składniki z tych najlepszych. Te dania mają
być godne naszych VIP'ów! Raz! Raz! Do roboty! - klasnąłem żwawo
rękoma, by ich jakoś pogonić. - Migiem!
Zaszyłem się w pokoju do tworzenia
przez naszą restaurację rozmaitych deserów. Prosili o coś
ciepłego, o coś co ich rozgrzeje, coś nieostrego... Tym razem
postawimy na prostotę. To pierwsze dwa dania mają za zadanie
rozgrzać naszych klientów. Deser jest istną kwintesencją
delikatności i smaku. Sernik, w którego wnętrzu jest puszysta
pianka z idealnie ubitego sera, ze skorupką z przypieczonego
karmelu, a na wierzchu kratka z lanej, gorzkiej czekolady.. Całość
przyozdobiona najsłodszymi truskawkami jakie mamy. To powinno ich
zadowolić.
Tworzyłem to danie z w wielkim
skupieniu. Nie obeszło się bez masy obserwatorów, którzy stali w
wejściu do pokoju. Byłem tutaj powszechnie znanym mistrzem.
Pracowałem w najlepszych francuskich restauracjach w kraju
pochodzenia tej wspaniałej kuchni. Wielokrotnie pojawiałem się w
magazynach i programach kulinarnych, jednak moja kariera przycichła,
gdy otworzyłem tę niewielką restaurację. I całe szczęście. To
ciągłe bycie na celowniku wszystkich reporterów i smakoszy było
męczące. Co racja, nadal zlatują się tutaj krytycy z całego
kraju i spoza niego, ale to nic w porównaniu do mojej wcześniejszej
sytuacji. Teraz na reszcie mogę od tego wszystkiego odetchnąć. Pod
nowym pseudonimem wszystko wydaje się być łatwiejsze.
Louis przyszedł do mnie i pokazał
jak wygląda danie przygotowane przez niego. Musiałem je dokładnie
obejrzeć i dopiero po moim pozwoleniu mógł je podać. Taka
istniała zasada w mojej restauracji. Jeśli coś mi się nie
spodoba, nie ma prawa wylądować na stołach naszych klientów. To
samo tyczy się samego smaku, bo to on jest najważniejszy. Nie długo
po nim przyszedł France. Chłopaki spisali się na medal, będę
musiał ich później za to pochwalić. Madelaine również co chwilę
do mnie przychodziła i zdawała mi relację z reakcji naszych VIP'ów
na posiłek.
Teraz przyszła kolej na mnie.
Obejrzałem dokładnie każdy przygotowany przeze mnie deser.
Wyglądały perfekcyjnie. Jednak czegoś brakowało... Jakiegoś
koloru, który mógłby przełamać nieco kolorystykę smakołyku...
Wiem! Zieleń. Do każdej porcji dodałem dwa maleńkie listki mięty.
Tak, teraz jest idealnie. Można to podać naszym klientom. Z
niewielką pomocą Madelaine zanieśliśmy desery naszym gościom. To
jest to co lubię najbardziej. Patrzeć na reakcję klientów, kiedy
zobaczą stawiane przed nimi potrawy. Dziewczyny były wręcz
zachwycone. Oglądały sernik z każdej strony nie mogąc się nim
nadziwić.
Nie przeszkadzając im ukłoniłem się
nisko i wraz z kelnerką opuściliśmy pokój, skrycie przybijając
nasze dłonie w geście odniesionego sukcesu.
Ruszyłem prosto w kierunku kuchni,
kiedy usłyszałem, że ktoś za mną woła. Obróciłem się nieco
zaskoczony, bo nie był to znajomy mi głos moich pracowników. Był
to ten przysadzisty menadżer 2NE1.
- Szefie. Mógłbyś jeszcze na chwilę
do nas przyjść?
Skinąłem głową. Obróciłem się
na pięcie i wróciłam się do pokoju dla VIP'ów.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc?
Wszyscy już skończyli konsumować
swoje desery i siedzieli spokojnie przy stole patrząc na mnie. Nie
wiedziałem o co może chodzić. Po co jeszcze mnie do siebie
wezwali?
- Ach! Przydałby się ktoś taki w
kuchni naszej wytwórni... - powiedziała najmłodsza z rozmarzonym
głosem, na co odpowiedziałem śmiechem.
- Chciałyśmy... Umm... Chcieliśmy –
liderka poprawiła się, po czym spojrzała na ich menadżera śmiejąc
się. - Chcieliśmy podziękować za ten wspaniały posiłek. Dania
nie dość, że były przepyszne, to jeszcze wspaniale wyglądały.
Istna uczta dla wzroku i podniebienia.
-To ja dziękuję - ukłoniłem się
nisko, wdzięczny za te cudowne podziękowania. - To zaszczyt i sama
przyjemność gotować dla Was – uśmiechnąłem się szarmancko,
skupiając wzrok na blondynce.
Mile wspominam tamten dzień. Tak jak
im mówiłem wcześniej, była to istna przyjemność gotować dla
nich. Ale... ale jeszcze przyjemniejsze jest to, że jedna z nich,
Chaerin, dzień w dzień przychodziła do mojej restauracji, by
kosztować to kolejne dania. I z dnia na dzień przesiadywała tutaj
coraz dłużej. Pewnego dnia jednak kompletnie się zasiedziała.
Wszedłem do pokoju dla VIP'ów, by... Nie ładnie to brzmi, ale,
żeby ją grzecznie wyprosić. Albo inaczej... Nie, nie idzie tego
nazwać inaczej.
- Paul... - zaczęła dosyć nieśmiało,
uprzedzając mnie. - Już zamykacie prawda?
- Zgadza się – skinąłem głową
zabierając brudną zastawę stojącą przed nią.
- Czy... Aich... Znalazłabyś dla mnie
trochę czasu po zamknięciu? - jej twarz oblał rumieniec, a mnie
wręcz wmurowało w podłogę. Nie spodziewałem się, że ta
bezpośrednia raperka okaże się tak nieśmiałą istotką.
- Czym zawdzięczam ten zaszczyt –
odpowiedziałem w końcu drocząc się z nią.
Potarła kark milcząc przez dłuższą
chwilę. Spuściła wzrok na swoje dłonie, które nerwowo pocierała.
- Umówisz się ze mną? - wypaliła w
końcu patrząc na mnie, po czym znów wbiła wzrok w swoje ręce.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Zachciało mi się śmiać, ale jakby to wyglądało? Jeszcze moi
pracownicy zlecieli by się tutaj w przypływie ciekawości.
Patrzyłem na nią uważnie. Odłożyłem zastawę na stół i
kucnąłem obok niej. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho.
- Tak – po prostu odpowiedziałem,
chwytając ją za podbródek i unosząc jej twarz, by spojrzała na
mnie. Wyglądało, jakby odetchnęła z ulgą. - Zaczekaj tylko
chwilę, zamknę do końca restaurację i możemy iść.
Skinęła potulnie głową i usiadła
prosto w fotelu. Zabrałem ponownie zastawę i opuściłem pokój,
zostawiając ją tam samą. Kelnerki zbierały czystą zastawę ze
stołów, przy których nikt nie siedział, składały wszystkie
obrusy, chłopacy w kuchni sprawdzali, czy wszędzie zostały
wyłączone palniki, wyrzucali śmieci, zmywali ostatnie naczynia.
Gdy już skończyli kazałem wszystkim opuścić wcześniej
restaurację i sam zająłem się resztą. Pomyłem zastawę, którą
przyniosłem z pokoju dla VIP'ów, ponownie sprawdziłem wszystkie
palniki i piekarniki, po czym odciąłem dobieg gazu. Jeszcze tylko
poszedłem do szatni. Już nie bawiąc się w chodzenie do
przebieralni zdjąłem swój fartuch. Właśnie odwieszałem go do
swojej szafki, kiedy usłyszałem zbliżające się kroki. Czyżby
Chaerin była taka niecierpliwa? Wsunąłem na siebie spodnie i na
spokojnie zapinałem pasek w nich, kiedy pojawił się, nie kto inny,
jak sama raperka.
- Aich! Wybacz! - palnęła speszona,
kiedy zobaczyła mnie przebierającego się.
- Nie szkodzi... - odpowiedziałem z
uśmieszkiem na ustach. Wyciągnąłem koszulę z szafki i zacząłem
ją ubierać. - Co masz ochotę dzisiaj robić? Nie mamy zbyt wielu
możliwości zważywszy na to która jest godzina.
- Szczerze... - spojrzała na mnie.
Zamknęła oczy, pokręciła głową, po czym znów utkwiła we mnie
wzrok. Podeszła do mnie zatrzymując moje ręce podczas zapinania
guzików koszuli. - Koniec grania, tydzień to za długo. Mam ochotę
się Tobą pieprzyć – wypaliła.
Na początku tygodnia, po moim, wręcz
nieziemskim, rozpoczęciu dnia, stwierdziliśmy, że spróbujemy
odnowić chwilę naszego poznania się. Śmieszne i trudne. No bo weź
tu wytrzymaj bez dotykania jej boskiego ciała dzień w dzień. Ale
to ja wygrałem zakład...
- Teraz? - zamruczałem, przyciągając
ją bliżej siebie.
- Tu i teraz... - szepnęła zalotnie
rozpinając po kolei zapięte przeze mnie guziki. Moje ręce od razu
wślizgnęły się pod jej sukienkę. Zaciskając palce na jej
pośladkach, przyciągałem ją bliżej siebie. Uwielbiam czuć i
widzieć jak jej usta oderwane od moich są spragnione mnie, a w jej
oczach widzę zawiedzenie mówiące: „Chcę więcej!”. Tego
wieczora to nie ja ją całowałem, lecz ona mnie. A robi to
świetnie. Dosyć szybko uporała się z pozbawieniem mnie wszelkiego
okrycia. Stojący penis równie szybko trafił w jej dłoń, którą
zacisnęła na nim. Chwilę później na podłodze obok moich ubrań
wylądowała jej sukienka, włącznie z bielizną.
Zdążyłem tylko dotknąć jej
piersi, a ona już zmierzała ustami do penisa, nie pozwalając
dłużej zająć się biustem. Oparłem się o stojący za mną stół,
a Chaerin zajęła miejsce na podłodze. Bez szczególnych pieszczot,
tak jak tamtego ranka, po prostu wzięła go głęboko do ust i
zaczęła ssać. Jednak nie mocno, doskonale wiedziała to co lubię.
Z zaciśniętymi ustami powoli wyjmowała go z ust. Po chwili
chwyciła go ręką w połowie długości, a ustami zaczęła
pieścić. W zasadzie to jej usta pieściły głównie główkę
członka, wsuwając i wysuwając ją do środka. Ręka raz po raz
przesuwała się w dół, do nasady penisa, a potem znów do połowy.
Doskonale... Odchyliłem głowę do
tyłu oddając się przyjemnościom. Zamknąłem oczy, czując jak
jej ręka i usta sprawiają mi wielką rozkosz. Przyjemność ta
stawała się narastająca, a moje odgłosy również się wzmogły.
Chaerin przyspieszyła, co przełożyło się na zbliżający orgazm.
- Przestań, nie chcę już teraz
wytrysnąć... - powiedziałem, jednak ona nie przestawała, a wręcz
przeciwnie, jeszcze bardziej przyspieszyła, zwłaszcza ruchy ręką
u nasady. - Przestań... - powiedziałem tym razem bardziej dosadnie.
- Przestań bo nie wytrzymam...
Przestała. Chciałem ją pieścić
teraz ustami, ale uprzedziła mnie.
- Kochajmy się teraz. Natychmiast!
Przysiadła na stole rozkładając
przede mną nogi. Pocałowałem ją głęboko, jednocześnie wchodząc
w jej ciało. Była wilgotna, a jej ciało spragnione. Wchodziłem w
nią pomału, jedną ręką pieszcząc twardy sutek piersi.
- Mhmmm... uwielbiam... - Chaerin
szepnęła, wziąwszy czule moją twarz w swoje dłonie.
Moje ruchy stawały się coraz
bardziej intensywniejsze, a z każdym kolejnym byłem coraz głębiej
w niej. Mimo wszystko nadal robiliśmy to jeszcze delikatnie. Oboje
byliśmy spragnieni swoich ciał, ale na ostry seks mieliśmy jeszcze
czas tego wieczora.
Ciche westchnienia, romantyczne
spojrzenia prosto w oczy, czułość i delikatność – takimi
wyrazami można by opisać ten moment. Głębokie pocałunki i zabawy
językiem i ustami, z których wydawaliśmy ciche jęki i
westchnienia pomiędzy moimi kolejnymi pchnięciami. Gdy jednak
zaspokoiliśmy potrzebę bliskości, a zaczęliśmy potrzebować
silniejszych bodźców, zacząłem przyspieszać. Odgłosy Chaerin od
razu stały się głośniejsze. Po chwili znów przyspieszyłem,
poruszając wyłącznie biodrami. Słychać było odgłos uderzeń
moich bioder o jej uda. To taki charakterystyczny odgłos, którego
nie da się pomylić z niczym innym, a gdy do tego dochodzi
skrzypienie stołu, nasze oddechy, jęki i westchnienia to powstaje
doskonała symfonia naszego seksu.
- Mocniej... - szepnęła w pewnej
chwili. Starałem się więc robić to mocniej, ale w zasadzie prawie
było to niemożliwe. - Mocniej... - znów szepnęła, tym razem
bardziej zdecydowanie, a ja starałem się mocniej i głębiej wnikać
w jej ciało. - Mocniej! Pieprz mnie mocniej! - znów szepnęła.
Odchylając głowę do tyłu sięgnęła
rękoma do moich pośladków, by mi pomóc. Po chwili poczułem jak
jej długie paznokcie wbijają się w pośladki i z każdym
pchnięciem przyciągała moje ciało z coraz większą siłą.
Chaerin była coraz głośniejsza – jęki, westchnienia i bardzo
szybki oddech, który czułem na swojej twarzy.
Nasze ciała były wilgotne, mlaskały
o siebie, gdy ją posuwałem. Chaerin zaczynała dochodzić... Czułem
jak jej ciało zaczyna się napinać, pragnąc mnie coraz mocniej.
Słyszałem jej coraz głośniejsze jęki i coraz szybszy oddech,
któremu płuca nie nadążały podawać powietrza. Przede wszystkim
jednak czułem jej ręce na pośladkach, a raczej jej paznokcie, a ma
je dosyć długie, wbijające się w nie i przyciągające mnie do
jej ciała.
Mój penis rytmicznie wbijał się w
jej mokra szparkę i sam czułem, że zaraz będę miał orgazm.
Chaerin jęcząc wygięła się i odchyliła głowę do tyłu. Wydała
z siebie kilka bardzo szybkich jęków, połączonych z gwałtownym
łapaniem powietrza, po czym opuściła głowę i... zaczęła
płakać. Mniej więcej w tej samej chwili i ja miałem orgazm.
Chaerin odchyliła głowę i zobaczyłem jak po policzku spływa jej
łza. Próbowała się uśmiechnąć. Sam już nie wiedziałem, czy
są to łzy szczęście, bólu, czy jakiegoś żalu.
- Co się dzieje? - spytałem w końcu,
kompletnie zdezorientowany.
- Nic. Nic. Było wspaniale. Stęskniłam
się za tym... – szepnęła opierając głowę na moim ramieniu.
- Ahh... głuptasie – przytuliłem ją
mocno, gładząc ręką jej włosy.
Boskie ♥
OdpowiedzUsuńCudnie ci to wyszło ^^ uwielbiam 2NE1 i cieszę się że trafiłam na twój blog :* i mogłam przeczytać ten scenariusz ♥
Weny życzę i zapraszam do mnie my-dream-is-love.blogspot.com
Superowe!
OdpowiedzUsuń