"Back to reality"


Główne postacie: Ty, Xiumin
Postacie poboczne: EXO
Gatunek: fantasy, komedia, romans
Opis: "Mimo swoich wielkich rozmiarów nigdzie nie widzę ulic, samochodów, wieżowców... cholera, nawet nie ma latarni ulicznych. Co to za dziura?!"


Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Nie mogłam zmrużyć oka. Sama nie wiem właściwie czemu. Wybudzało mnie to straszne uczucie spadania, albo obniżenie temperatury w pokoju. Nigdy więcej spania przy otwartym oknie. Wygrzebałam się spod kołdry i ruszyłam do miejsca, w którym rzekomo znajdowało się okno. Wzdrygnęłam się od razu kiedy moja stopa stanęła na twardym gruncie. Między palcami poczułam miękkie, cienkie źdźbła trawy. Poderwałam się szybko i wskoczyłam z powrotem na łóżko. Energicznie potarłam wciąż zaspane oczy i rozejrzałam się dookoła. Dobra, to jest na serio dziwne. To jakaś ukryta kamera, czy jaka cholera? Moje łóżko stało na szczycie niewysokiego wzgórza. Rozciągał się z niego widok na niewielką dolinę, w której trwało pełnią życia wielkie miasto. Wśród ciemności nocy wyglądało on jak płonąca pochodnia. Lampiony wiszące między domami dodawały całości jeszcze większego uroku... Tak, wszystko pięknie, ładnie, ale nie zmienia to faktu, że kompletnie nie wiem, gdzie jestem. Nie znam tej okolicy, ponad to nie wygląda to jak jakieś normalne miasto. Mimo swoich wielkich rozmiarów nigdzie nie widzę ulic, samochodów, wieżowców... cholera, nawet nie ma latarni ulicznych. Co to za dziura?!
Zdjęłam z łóżka nakrycie i otuliłam się nim szczelnie. Trzeba się w końcu ruszyć, przecież nie będę tu cały czas siedzieć. Ostrożnie zeszłam z łóżka i pomykając na boso ruszyłam w kierunku rzekomego miasta. Jak ja musiałam żałośnie wyglądać. Krótkie spodenki w kolorowe babeczki i różowa koszulka z wielkim misiem, w której spałam... taak... ofiara losu. Całe szczęście, że ten kawałek białego materiału był w stanie zasłonić mój ubiór. Zdecydowanie nie było by to dla mnie korzystne. Mało tego, ludzie jeszcze by pomyśleli, że urwałam się z zakładu psychiatrycznego. Oj wtedy miałabym kłopoty.
Przeszłam przez niewielki mostek dzielący miasto od reszty świata. W oddali mogłam dosłyszeć radosną, tradycyjną muzykę wygrywaną na przeróżnych instrumentach. Oczywiście mogę sobie tylko gdybać, skąd niby mam wiedzieć, co rzeczywiście się dzieje. Koniecznie muszę znaleźć jakiś ludzi. Bóg wie, gdzie ja teraz jestem, a przydałaby się jakaś pomoc.
Przechodziłam między niewielkimi budynkami. Coraz bardziej głupiałam. Okolica na pewno nie wyglądała na taką, którą mogłabym znać. Poza tym... czułam się jakbym cofnęła się przynajmniej o kilka dekad, jak nie lepiej.
- Idziesz na festy? Nie możesz tak wyglądać, idź ubierz hanbok.
- C-co? - szepnęłam rozglądając się. Tuż za mną stał chłopak. Uśmiechał się tak promiennie i pięknie, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Wyglądał na max 21 lat, może nawet i mniej.  Patrzył na mnie przez maleńkie szparki półksiężyców, tworzących się przez jego uśmiech.
- Festyn. Tam o.. - wskazał kierunek w którym szłam. - Han-bok. Idź. Ubierz - zaśmiał się widząc moją zdezorientowaną minę.
- W-właściwie, to szukałam jakiejś żywej duszy - potarłam lekko ręką kark i szczelniej otuliłam się nakryciem. Patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę. Uśmiech na jego twarzy ustąpił miejsca zmartwieniu.
- Wyglądasz jakbyś się zgubiła. Co się stało?
- Nie wiem... - skrzywiłam się z lekkim, bolesnym westchnieniem. Na prawdę nie mam pojęcia co się stało. Sama chciałabym to wiedzieć, na prawdę. To takie męczące... Właściwie, to dlaczego on jest tak ubrany? Ahh... przecież to normalne, że na festyny w Korei zakłada się hanbok... Korea?! Fuck! Co ja tu robię? - Gdzie ja jestem? - położyłam mu obie dłonie na ramionach patrząc na niego z niemałym przerażeniem.
- W Guri... - przerwał zwijając się ze śmiechu. - Niezłe ciuszki...
- Gdzie to?
- Nooo tutaj... Skąd Ty się urwałaś?
- Zaufasz napotkanej wariatce i pójdziesz ze mną? Muszę Ci coś pokazać.
- Czemu nie, w końcu dzieje się coś ciekawego. Ale poczekaj. Najpierw chodź ze mną.
- Po co? - patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Musisz ubrać coś... normalnego - znów się zaśmiał. Czy moje spodenki w babeczki, są aż tak komiczne? Serio? Co w nich takiego śmiesznego, przecież one są słodkie.

***

- No i co chciałaś mi pokazać?
- A-a... Y-y... G-gdzie to jest? - tępym wzrokiem wpatrywałam się w miejsce, w którym wcześniej stało moje łóżko. Gdzie, do cholery, ono się podziało?! Przecież stało dokładnie tutaj. O, w tym miejscu, chyba nie pomyliłam kierunków. Na pewno nie, przecież widok z tego wzgórza jest dokładnie taki sam, jak zapamiętałam.
Padłam na kolana, chowając twarz w dłonie.
- Ottoke... Co ja teraz zrobię? - szeptałam cichutko. Zaczynałam się bać. Bałam się tego, że już nigdy nie wrócę do domu, nie zobaczę rodziców... Po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. Pociągnęłam lekko nosem, chlipiąc cichutko.
- Co się stało? - gładził ręką moje plecy, próbując najwyraźniej mnie uspokoić.
- Tu stało moje łózko...
Prychnął cicho śmiejąc się pod nosem.
- To nie jest śmieszne! - patrzyłam na niego wrogo. Po woli moje zażenowanie i smutek przeradzały się w niewyobrażalną furię. Jednak... on nadal się śmiał, tłumił chichot, ale szeroki uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Nie wiem jak się tu znalazłam. Po prostu obudziłam się w tym miejscu. Nawet to nie jest... Który macie tutaj rok?
- 1740...
- To nawet nie ta same epoka, w której żyję... - jęknęłam i znów ukryłam twarz w dłoniach.
- C-co? - zająknął się. Mimowolnie się uśmiechnęłam. W jego głosie wyraźnie można było usłyszeć, że spoważniał. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- 2014, to rok, w którym żyję. Nie mam zielonego pojęcia, jak się tu znalazłam, ale... - zawiesiłam się. Gula znów uwięzła mi w gardle. Po woli przestaję ogarniać swoje huśtawki nastrojów.
- Ale...? - nie dokończył i czekał spokojnie na moją odpowiedź.
- Boję się...
- Pomogę Ci - przerwał mi. - Może najpierw zaczniemy od... - podał mi rękę i pomógł wstać. - Jestem Kim Minseok, ale mów mi Xiumin, bo teoretycznie wszyscy w mieście znają mnie pod tym pseudonimem. A Ty jesteś...?
- _____, po prostu _____ - zmarszczyłam nieznacznie brwi. - Możesz jeszcze raz powtórzyć jak mam Cię nazywać, bo... troszkę dla mnie jest to trudne w... no.
- Xiu-min - powiedział powoli sylabizując. - Powtórz.
- Xiu...min.
- Dobrze - zaśmiał się. - A teraz chodź. Pewnie jesteś zmęczona.
- Aich... moje łóżko... - jęknęłam cichutko. Czeka mnie kilka bezsennych nocy. Nigdy nie potrafię zbyt szybko przyzwyczaić się do nowego miejsca, w którym mam spać. Może i to dziwne, ale zawsze muszą minąć co najmniej dwa dni, żebym mogła oswoić się z... legowiskiem? Cholera, zabrzmiało to, jakbym spała na psim posłaniu... Aigoo... nie ważne.

***

Kiedy się obudziłam cały obraz miałam zamazany. Przetarłam leniwie oczy i przeciągnęłam się. Moja ręka natrafiła na coś... na coś innego. Spojrzałam w bok i poderwałam się na równe nogi. Co ten ktoś robi w moim łóżku... Zaraz... moje łóżko~! Rozejrzałam się. Byłam w swoim pokoju. Osunęłam się wzdłuż ściany i padłam na tyłek. Co za ulga, to naprawdę niesamowite. Czyli to mi się wszystko tak na prawdę śniło... a nie, jednak nie. Gdyby to był sen, to... ten... jak on miał na imię? Kim coś tam, Xiumin, nie leżałby teraz w moim pokoju.  
Całe szczęście, że etap mieszkania z rodzicami mam już za sobą. Sama nie wiem jakbym im wytłumaczyła, jak chińczyk znalazł się w moim łóżku... Nie, zaraz, on nie jest chińczykiem... Chociaż... Może kłamał. A to menda mała...
Poszłam do kuchni i przygotowałam śniadanie nie tylko dla siebie, ale i dla chłopaka. Położyłam tackę z jedzeniem na stoliku nocnym. Usiadłam na wielgachnej poduszce leżącej pod oknem i powoli dzióbałam naleśnika. Ciekawe co tak na prawdę się wydarzyło? W sumie, sama nie potrafię sobie tego jakoś racjonalnie wyjaśnić. Przeniosłam się w przeszłość i znów wróciłam do teraźniejszości. Aich... podrapałam się nerwowo po głowie. To takie idiotyczne. Jak niby miało by się to stać. Mam jakiś teleporter w łóżku, czy jaka cholera?! Muszę pójść porozmawiać z jakimś ekspertem... lekarzem... psychologiem... lepiej psychiatrą. Od razu na wejściu wręczą mi żółte papiery i zamkną w zakładzie dla umysłowo chorych.
Chłopak na łóżku nieznacznie się poruszył, po czym usiadł prosto przecierając oczy. Jezu! Wygląda jak kociak. Słodziutki. Przeciągnął się i rozejrzał dookoła. Niemałe zaskoczenie malowało się na jego twarzy, aż chciałam się zaśmiać...
- Cywilizacja? Cywilizaaacjaaa~! - stanął na łóżku i zaczął na nim skakać jak wariat.
- Ejj... Kim cośtam, co Ci jest? - patrzyłam na niego z dołu nie mogąc zrozumieć o co mu chodzi.. Zeskoczył z łóżka i chwycił mnie za ręce stawiając do pionu.
- Komawo _____, chincha komawo~!
- Weź się uspokój i powiedz mi o co w tym wszystkim chodziło... Nie czekaj... najpierw zjedz śniadanie.
Kazałam mu usiąść i podałam mu tackę z jedzeniem. Sama wróciłam na poduchę i dalej dzióbałam tego nieszczęsnego naleśnika. Chłopak z niesamowitą rozkoszą wymalowaną na twarzy delektował się każdym kęsem naleśnika. Serio.. aż taka dobra jestem? Odłożył talerz na bok i odetchnął prostując plecy.
- Tak więc... jak miałem dziesięć lat przytrafiło mi się to samo co Tobie dzisiejszej nocy. Czternaście ludzkich lat żyłem w tamtym świecie nie wiedząc jak się z niego wydostać, a wiedz, że tam czas się cholernie dłuży, nasz rok jest tam odpowiednikiem miesiąca... Z czasem opanowałem pewną metodę, która pozwalała mi na chwilowy powrót do rzeczywistości, ale niestety nie na tak długo, jakbym tego chciał. Moim braciom udało się szybciej stamtąd wydostać...
- Braciom?
- Tak braciom. Nie przerywaj mi proszę, bo zgubię wątek... Tak więc udało im się wydostać. Powinnaś to pamiętać, bo to Ty ich stamtąd wyciągnęłaś.
- Ja?!
- Ahh.. czyli nie pamiętasz. Jaka szkoda. Miałaś bodajże dziesięć lat, kiedy wywlekłaś pierwszego, najmłodszego z nas. Ma na imię Sehun. Następnego miesiąca przyszła kolej na Kai'a. Przez cały rok odbierałaś mi każdego z nich. Po jakimś czasie się zorientowałem, że ja będę ostatni, w końcu jestem najstarszy. Byłbym w niebo wzięty, gdybyś wszystko pamiętała. Mogłabyś mi chociaż udzielić jakiś wskazówek, gdzie mam ich szukać...
- Jak mają na imie?
- Kto?
- No Twoi bracia, pewnie wyglądacie jak klony - zaśmiałam się pod nosem.
- Traktuję ich jak braci, ale wcale nimi nie jesteśmy. Tak na prawdę to łączy nas pasja i... moce.
- Jakie moce? - prychnęłam śmiechem. Serio. Mam uwierzyć w takie bajki? Przecież to jest niedorzeczne... W sumie moja podróż nie w przeszłość, ale na inną planetę też jest niedorzeczna, a jednak się to wydarzyło...
Dosłownie wbiło mnie w poduchę. Z oczami wytrzeszczonymi do rozmiarów spodków od filiżanek do herbaty, patrzyłam jak sok pomarańczowy po woli zamarza...
- N-nie pokazuj tego przy innych, bo Cię zamkną w psychiatryku... - szepnęłam cicho drżącym głosem. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Tak więc... pytałaś się jak mają na imię. Od razu powiem Ci w czym oni się specjalizują, żebyś się przygotowała psychicznie... - zaśmiał się gdy nieznacznie skinęłam głową wciąż zapatrzona w szklankę z zamarzniętym sokiem. - Sehun - wiatr, Kai - teleportacja, Tao - kontrola czasu, Chanyeol - ogień, Baekhyun - światło, D.O - siła, Chen - pioruny, Lay - uzdrawianie, Suho - woda, Kris - latanie, Luhan - telekineza, no i ja - zamarzanie.
- To jest mocno popierniczone...
- Tak myślisz? Przecież ty też masz moc.
- JA MAM MOC?! - nie wiem czy to możliwe, ale mam wrażenie, że moje oczy się jeszcze bardziej rozszerzyły.
- No tak. Bezproblemowa migracja między światami. Mogłaś znaleźć się na tamtej planecie i wrócić, czego my nie umieliśmy zrobić...
- To jest pojebane...
- Przymknij te oczy, bo wyglądasz jak D.O - zaśmiał się radośnie gładząc mój policzek. Wzdrygnęłam się lekko na ten gest. Jedyną osobą, która robiła to w ten sam sposób była moja starsza siostra, ale niestety już jej nie ma. Wyjechała gdzieś za chłopakiem, którego szaleńczo kochała, a on traktował ją jak zwykłą tanią dziwkę. Nie wiem czy nadal żyje, może popełniła samobójstwo.. nie mam pojęcia. Odkąd wyjechała nie daje znaku życia. Skłamałabym mówiąc, że cieszę się, że jej nie ma. W rzeczywistości strasznie za nią tęsknię. Oddałabym wszystko, żeby móc z nią jeszcze raz usiąść przy kominku, wypić kufel gorącej czekolady, pogadać o wszystkim i o niczym. Pośmiać się z dennych żartów i zwierzyć się ze wszystkiego co leży mi na serduszku... No ale cóż... nic nie poradzę, że teraz jej nie ma przy mnie.
Spojrzałam chłopakowi prosto w oczy. Jakby zrozumiał o czym myślę, zgarnął mnie w swoje ramiona gładząc delikatnie moje plecy.
- Tęsknisz za kimś... - nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie, ale i tak skinęłam nieznacznie głową. Wcześniej nawet nie zwracałam uwagi na to, jak bardzo mi jej brakowało... - Jest to ktoś bliski? Ktoś z rodziny? - kolejne skinięcie głową. - Nie żyje?
- Y-ym - zaprzeczyłam kręcąc głową. - Wyjechała i nie wróciła, nie wiem gdzie jest... - odchrząknęłam i wzruszyłam ramionami. - Było minęło...
- Pomogę Ci...
- W czym?
- Pomogę Ci ją znaleźć, ale najpierw to Ty musisz mi pomóc znaleźć moich braci, w końcu to ty gdzieś ich wynosiłaś.
- Ale ja nic nie...
- Wiem, nie pamiętasz, co nie oznacza, że nie może Ci się przypomnieć. Damy radę - znów mnie do siebie przytulił. Momento... nie znamy się, aż tyle, żeby mógł bez powodu się do mnie przytulać... Aich... Dziewczyno, odpuść sobie, ten jeden raz sobie odpuść. Tak... to ten jeden, jedyny wyjątek...

***

Minęło już pięć miesięcy odkąd znaleźliśmy się z powrotem w tej słodkiej rzeczywistości. Z początku musiałam zaopatrzyć Xiumina, tak jest, w końcu nauczyłam się chociaż jego pseudonimu na pamięć, w nowe ubrania, ba... W ogóle musiałam mu kupić jakieś ubrania, bo żadnych nie miał, tylko jakąś lichą piżamkę. I on śmiał wyśmiewać się z moich spodenek w babeczki! Ja mu się kiedyś odwdzięczę... nie, właściwie już to zrobiłam. Będąc na zakupach kupiłam mu piżamę w różowe kucyki... jednak nie wydaje się, jakby mu to przeszkadzało. Ale pierwszy moment, kiedy zobaczyłam go w tym wdzianku był wręcz epicki. 
Wyszłam wtedy jeszcze zaspana z sypialni. Dreptałam powolutku do kuchni, żeby pochłonąć szklankę wody i wtedy go zobaczyłam. Siedział przy stole. Włosy w nieładzie, jeszcze nie ogarnięte po długiej nocy i ta piżama... różowa piżamka. Nie musiałam pić kawy, jego widok wywołał u mnie jeden, wielki atak śmiechu. Uniósł wtedy leniwie głowę spojrzał na mnie i też zaczął się śmiać. Za pewne też nie wyglądałam najlepiej. Koczek na czubku głowy, zielona koszulka z wielką żabą na brzuchu i spodenki w zielone cętki.... Nie jednak wyglądałam wspaniale w porównaniu do niego. 
Jednak wracając... Znaleźliśmy Luhan'a. Okazało się, że mieszkał niedaleko mnie. W sumie dalej poszło łatwo. Luhan, przez czas, kiedy wrócił na Ziemię zdążył odnaleźć Kris'a i Lay'a, a oni zaś byli w kontakcie z Suho i Chen'em. I to by było w sumie na tyle. Ślady się urwały. Już nie wiedzieliśmy gdzie mamy szukać. Kris wspominał coś, że nawet powiadomił policję o rzekomym zaginięciu pozostałych sześciu chłopaków. Co tydzień spotykaliśmy się w kawiarence na obrzeżach miasta i omawialiśmy, do czego doszliśmy. Jednak już od dłuższego czasu tylko tam przesiadujemy, tępo wpatrując się w dna filiżanek po capucino. Krótko mówiąc, nic nowego.

Siedziałam z Xiuminem na dachu mojego mieszkania. Nogi bezwładnie zwisały wzdłuż ściany. Chłodny, nocny wiatr delikatnie otulał moją skórę wywołując lekkie dreszcze. Szturchnął mnie lekko łokciem w bok uśmiechając się do mnie.
- Podziwiam Cię, wiesz? - szepnęłam patrząc na niego, by zbytnio nie zakłócać ciszy.
- Dlaczego?
- Wciąż nie odnalazłeś reszty braci, a pałasz takimi pokładami radości jakich jeszcze u jednego człowieka nie widziałam. To na prawdę... piękne.
- Piękne... - powtórzył w małej zadumie. Twarz miał skierowaną ku niebu. Delikatne światło księżyca oświetlało jego twarz. Teraz wyglądał na prawdę cudownie. Taki spokojny, opanowany, zamyślony. Nigdy wcześniej nie patrzyłam na niego od tej strony. Teraz mam wrażenie, że to trochę dziwne. Dopiero po pół roku zauważyłam jaki na prawdę jest. Na co dzień roześmiany i pełen energii, teraz pogrążony w zadumie. Uwielbiam każde jego oblicze. Rozczula mnie swoim poczuciem humoru i wywołuje fale ciepła gdy widzę go spokojnego, zrównoważonego. Czy ja go... lubię? A może w obecnej sytuacji słowo 'lubię' to za mało?  Może ja go... uwielbiam? Kocham? Czy ja na prawdę go kocham? Musiałabym się nad tym porządnie zastanowić. Ale w obecnej sytuacji...
Położył się na boku kładąc głowę na moich nogach.
- Nie rób tak...
- Dlaczego? Nie chcesz, żebym się o ciebie opierał?
- Nie, po prostu boję się, że się sturlasz, spadniesz i się zabijesz.
- Martwisz się o mnie?
- A dlaczego miałabym tego nie robić? Oczywiście, że się martwię.
- Uśmiechnij się... proszę.
- Nie umiem... - zachichotałam cicho pod nosem.
- A to co było?
- Nic takiego..
- Jak to nic?
- Po prostu nic?
- Na pewno...? - uniósł się lekko na łokciach i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. W jednym momencie zamarłam w bezruchu. Nie mogłam zrozumieć co tak na prawdę się dzieje. Po części było to, aż w pewnym sensie przerażające. Czułam tylko jego miękkie wargi tuż przy swoich. Jego ciepły oddech, zupełnie inny od nocnego wiatru, który owiewał delikatną mgiełką moją twarz. Było to kompletnie inne uczucie. Serce przyspieszyło, całe moje ciało zalała nagła fala ciepła. To było po prostu coś niesamowitego.
W końcu odwzajemniłam ten słodki pocałunek. Gładził delikatnie kciukiem mój policzek, co sprawiło, że atmosfera była jeszcze bardziej puchata. Wbrew pozorom nie przeszkadzało mi to. Kompletnie zatraciłam się w naszym pocałunku, który nie trwonił od uczuć. Mimo wszystko nie tracił na swojej delikatności. Splotłam dłonie na jego karku rysując na nim kciukiem maleńkie kółeczka.
Leżał tak na moich kolanach cały czas opowiadając mi o gwiazdach, które były widoczne z naszego miejsca. W końcu musiało nam się zrobić zimno i po prostu wróciliśmy do domu...
- Mam pomysł! - zerwałam się nagle z kanapy wyrywając się niechętnie z objęć Xiumina.
- Jaki? Co się stało?
- Jakiej narodowości są chłopacy?
- Zostali... Koreańczycy i jeden Chińczyk.
- No widzisz? Może powinniśmy poszukać w Korei. Być może to tam ich wyniosłam. Szczerze powiedziawszy mieszkałam tam przez jakiś czas, więc to całkiem możliwe.
- To wcale nie taki głupi pomysł. Wręcz genialny - zaśmiał się radośnie. Wstał i podniósł mnie okręcając dookoła...

***

Staliśmy z walizkami na lotnisku w Seoulu. W związku z tym, że mieszkałam tu przez pierwsze lata mojego życia miałam robić za przewodnika. Chłopaki uparli się, że wszyscy pojadą z nami. Nie sprzeciwiałam się. W końcu chcą się zobaczyć ze swoim 'rodzeństwem' to oczywiste, że za nimi tęsknili... Pomyśleć, że za jakiś czas odnajdę moją siostrę. Myśl ta napędza mnie mnie od środka. Szczerze powiedziawszy już nie mogę się doczekać, aż ją zobaczę, o ile tak się stanie. A miejmy nadzieję, że tak. 
Zatrzymaliśmy się w domu moich rodziców. Z początku byli zaskoczeni, że przyjechałam do nich z sześcioma chłopakami, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Wszyscy w siódemkę tłoczyliśmy się w moim starym pokoju. Praktycznie cała podłoga była usłana nadmuchanymi materacami.
Usiadłam na swoim łóżku w pozycji kwiatu lotosu i przyglądałam się chłopakom, jak przekopywali swoje walizki w poszukiwaniu... czegoś tam. Kris jedynie siedział na parapecie z nosem wlepionym w ekran telefonu. Uniósł wzrok znad komórki i spojrzał na mnie. Wzdrygnęłam się lekko. Posłałam mu jeden z najcieplejszych uśmiechów... Przyłapana na gapieniu się na niego. Czy może być coś bardziej upokarzającego?

Opadłam na poduszki i wbiłam wzrok w sufit. Wszyscy już spali, tylko ja nie mogłam zmrużyć oka. Co się znowu dzieje? Zamknęłam oczy i starałam się wyciszyć. Znów to cholerne uczucie spadania... Zaraz! Otworzyłam szybko oczy i rozejrzałam się dookoła.
- Cholera jasna... - zaklęłam pod nosem i zerwałam się na równe nogi.
Znów przeniosłam się na tę dziwną planetę, ale tym razem byłam gdzie indziej. Znajdowałam się wewnątrz starego, bogato zdobionego budynku. Podłoga była pokryta lśniącym marmurem, a ściany mahoniem zdobionym kolorowymi malowidłami. Od posadzki bił niewyobrażalny chłód. Odjęłam się ramionami i ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Wielka sala zdawała się nie mieć końca. Miałam wrażenie, jakbym się poruszała w miejscu. Piękne zdobienia stawały się po woli nudne, na każdej ścianie był tak samo namalowany smok, tymi samymi farbami, w tych samych odcieniach.
W oddali rozbłysnęła fioletowa poświata. Osłoniłam oczy dłonią, by uchronić je od jasnego blasku. Mimo wszystko ciekawość wzięła górę i podbiegłam o owego źródła światła. Wyglądało to jak kryształowa kula, mieniąca się wszystkimi odcieniami fioletu. Widok był nieziemski. Zbliżyłam lekko weń dłoń i dotknąwszy lekko kuli miałam wrażenie, jak coś mnie zasysa do jej wnętrza. I tak też się stało. Z sekundy na sekundę znalazłam się pośród fioletowej nicości. Otaczały mnie surowe kryształy. Były piękne. Patrzenie na nie zapierało dech w piersiach, ale z drugiej strony przerażały mnie swoją wielkością i ostrymi zakończeniami.
Szłam ostrożnie między nimi. Co chwilę z różnych stron otulał mnie silny wiatr, prawie powalając mnie na kolana. Uniósł mnie i porzucił na gładkiej tafli białego marmuru. Zewsząd otaczały mnie wysokie kryształowe bloki. Nie było stąd wyjścia.
Potarłam lekko oczy. Po przeciwnej stronie leżały jakieś zawiniątka. Uniosłam się na łokciach. Wszystko mnie bolało, ale podniosłam się i ruszyłam w tamto miejsce. Owe zawiniątka stawały się większe z każdym kolejnym krokiem, aż w końcu zamiast nich ujrzałam sześciu skulonych ludzi, a raczej chłopaków. Podeszłam do jednego z nich i obróciłam go na plecy. Wyglądał, jakby nie żył. Z mojego gardła wydobył się stłumiony jęk. Padłam na kolana i zacisnęłam palce na jego nadgarstku sprawdzając jego tętno... Żyje, co za ulga.
Spojrzałam na każdego z nich, przypominali mi kogoś, ale nie mogłam pobudzić wspomnień i zorientować się kto to taki. Usiadłam pomiędzy nimi i przyglądałam się każdemu po kolei. Po woli coś zaczęło mi świtać... O cholera... Co im się stało? Jak się tu znaleźli? Przecież to Ci, których szukamy. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Jeden... dwa...trzy... cztery... - liczyłam po woli, żeby się uspokoić. - dziewięć... dziesięć. - otworzyłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na każdego po kolei. Wspomnienie uderzyły mnie z siłą, która z łatwością mogła by zmieść wszystko z powierzchni Ziemi. Mała ja, w wieku może 10 lat prowadzę za rękę najmłodszego chłopaka, Sehun'a. Ciemno... Prawdopodobnie rok później trzymam za rękę Kai'a i sprowadzam go na ziemię. Ciemność... W każdym urywku wspomnień, był każdy z nich. Wszystko zaczęło się łączyć w racjonalną całość. Tylko... wciąż mnie zastanawiało, dlaczego się tutaj znaleźli. Tego nie potrafiłam normalnie wyjaśnić, a raczej zrozumieć. Może popełniłam jakiś błąd? Zrobiłam coś nie tak?
W każdym bądź razie muszę ich teraz stąd wyciągnąć. Nie wiem, jak, ale to zrobię. W każdym ze wspomnień trzymałam ich za ręce. Więc jakby ich tu... połączyć... Kręciłam się między nimi splatając ich palce razem. W końcu chwyciłam za rękę najmłodszego. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki każdy po kolei zaczął się przebudzać. A jednak to coś dało. Patrzyli na mnie w głębokim zaskoczeni, jednakże nie wątpię, że o mnie zapomnieli. Na pewno zapamiętali, przez kogo się tutaj znaleźli. Zapewne mnie teraz za to nienawidzą.
- Noona... - Kai patrzył na mnie jak porzucone dziecko. Nie pasuje to do niego. Nie takiego go zapamiętałam. Zacisnęłam mocno oczy. Starałam się oczyścić jakoś swój umysł... To cholerne uczucie spadania, chyba nigdy się do niego nie przyzwyczaję.

***

Minęły trzy lata od tamtego wydarzenia. Chłopaki założyli zespół, swoją popularnością podbili niemalże cały świat. Wszystko pięknie zaczęło się układać...
- Omma...! 
- Sehun ile razy mam powtarzać, żebyś nie nazywał mnie mamą?! Aż tak staro wyglądam? 
- Phi... nigdy tego nie zrozumie... - mruknął do Luhana i opadł na kanapę rzucając kurtkę na podłogę. 
Chwila wytchnienia, chwila spokoju i porządku, czy na prawdę wymagam tak wiele? Odetchnęłam głęboko. I wyszłam na taras. Jest cholernie zimno, ale chociaż cicho. Mieszkanie z dwunastoma facetami w jednym mieszkaniu wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Od dłuższego czasu robię tu za pomoc domową. Zero wytchnienia. Rzucają rzeczy gdzie tylko im się podoba. 
- Przeziębisz się... - Xiumin objął mnie od tyłu wtulając twarz w moją szyję. Musnął ją delikatnie ciepłymi wargami, a całe moje ciało zalała fala ciepła. Zimno? Co? Niee... nie jest mi zimno... Jest mi wręcz gorąco... - Jesteś gotowa? 
- Hmmm? - obejrzałam się i spojrzałam mu w oczy. 
- No żeby... odwiedzić... siostrę. 
- Ah... Myślę, że tak. Choć wydaje mi się, że może to być dla mnie troszkę trudne. Wiesz... w końcu nie widziałam jej tyle i okazało się, że... 
- Ćiiii... - uciszył mnie pocałunkiem. - Nie musisz tego wyciągać na wierzch, bo znów się zdołujesz. 
- Może masz rację...
- Na pewno ją mam - na jego twarzy zawitał radosny uśmiech który tak bardzo kochałam. 
- Wiesz, że Cię kocham? 
- Jakoś powtarzasz mi to na okrągło przez ostatnie trzy lata. 
- Nie zapomnij o tym... - przybliżyłam swoje usta do jego i złączyliśmy je w pełnym pasji pocałunku. Bardzo szybko zatraciliśmy się w nim, zapominając o wszystkim co nas otacza. Rozchyliłam wargi, zapraszając jego język do współpracy. Nasze pocałunki nie były niezdarne, niechlujne, czy chaotyczne. One zwyczajnie w świecie były namiętne. Z każdą sekundą stawały się coraz lepsze, nadając im więcej pasji i zaangażowania... Ale po chwili oderwał się ode mnie. Jęknęłam niezadowolona z braku jego bliskości. 
- Przenigdy nie zapomnę - musnął wargami moje czoło przytulając mnie do siebie. 

Komentarze

  1. woah~ świetne ♡ i możesz mi zaufać w tej sprawie, bo ja nie z tych co słodzą, bez względu na to, co przeczytają ;) bardzo ładnie ujęta fabuła, nie nudzi i trzyma się głównego nurtu. podoba mi się też to, że nie wszystko kręci się wokół wątku romantycznego, bo to sprawia, że czytanie takich momentów jest jeszcze przyjemniejsze! pozatym urzekły mnie opisy i ich hmm.. rzeczywistość :) to naprawdę jest ciężki kawałek chleba, bo nie wystarczy rzucić paroma gimbusiarskimi tekstami, żeby treść była bardziej naturalna, choć wiele blogerek nie zdaje sobie z tego sprawy, jednak Ty poradziłaś sobie znakomicie. jako że na tego bloga trafiłam parę dni temu przez facebooka, to po przeczytaniu wszystkich scenariuszy jednym tchem muszę Cię pochwalić, ponieważ naprawdę bardzo się poprawiłaś, w porównaniu do pierwszych utworów, które były miejscami dość sztampowe, oklepane lub zwyczajnie trochę przesłodzone, to kilka ostatnich notek jest 4 poziomy wyżej! naprawdę rzadko zdarzają się tak szybkie i zauważalne poprawy wśród współczesnych internetowych "pisarzy" a więc gratuluję! :D
    jednak żeby nie było zbyt idealnie (:P) :
    *braciom, nie "bracią" xd
    i... tyle. właściwie to nie dopatrzyłam się innych błędów lub ich nie pamiętam, co oznacza, że były do przyjęcia :P jedynie bardziej moje osobiste stwierdzenie tu dorzucę, że te przerwy (5 miesięcy, 3 lata) trochę tak wybijają z wątku. mam na myśli to, że same z siwbie są okay, ale zatrzymują akcję i przez nie całe fajnie podbudowane napięcie nagle spada, więc pozostaje takie wrażenie niedosytu, jakby opowieść nigdzie nie prowadziła, bo wszystko co mogłoby być ekscytujące jest ucięte przez taką właśnie pauze. jeżeli jednak już się one pojawiają, to może powinny lepiej przecinać ten okres spokoju, a przyspieszyć nadejście bardziej emocjonujących wydarzeń(krócej mówiąc więcej akcji xd)?
    no, ale to już tylko moje marudzenie, nie byłabym sobą gdybym wszystko przedstawiła na różowo haha :P
    cóż, kończąc, pozdrawiam i życzę dużo, duużo weny ;) może nie zawsze będę komentować, jednak możesz być pewna, że zawsze gdzieś tu będę, po cichu śledząc twoje postępy na bieżąco(oby nie zwalniały :P)
    안연~!,
    ChoiJoligae

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko boska!!!! hnsdcjgbhjavbdywevdhv s!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3 Jedyne co mi się nasuwa na myśl w tym momencie to WOW!!! Cudowne! Masz mega super wyobraźnie, której ci strasznie zazdroszczę.
    Życzę ci dużo weny! Oby tak dalej!
    Hwaiting <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty