"Tylko mój."


Główne postacie: Ty, Sunggyu (INFINITE) 
Gatunek: Romans, komedia(?)
Opis: "Teraz jest już mój. Tylko mój."


Jak każdego dnia biegałam na bieżni w pobliskiej siłowni. Nie miałam kompletnie nic do roboty. W biurze, w którym pracuję już od kilku dni trwa wycieczka firmowa, na którą ni jak nie miałam chęci jechać. Dlatego staram się ten czas wykorzystać jak najlepiej, jednak za dobrze mi to nie wychodzi. Pomimo porannych ćwiczeń, kawy w kawiarence obok parku i... nie to właściwie już wszystko. Tak więc pomimo tego zwykle nic nie robię, czasami zdarzy mi się pójść na jakieś zakupy i... Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Nie przerywając ćwiczeń odebrałam połączenie.
- Yoboseyo? - powiedziałam ciężko oddychając.
- ___... Czemu tak sapiesz... P-przerwałem w czymś?
- Czemu pytasz?
- Yyyy... No... Ekhem... Więc.. Robię dzisiaj domówkę, wpadniesz?
- O której mam przyjść?
- O 20.00, m-możesz przyjść z... kolegą.
- Jakim kolegą?
- Nie jesteś z nikim.
- Aich... chincha... Pabo. Żartujesz sobie? Biegam.
- Aaaaah... - zaśmiał się. - Aich... jaki wstyd... - dodał szeptem. Sunggyu pewnie właśnie pociera dłonią kark jak zwykł robić, kiedy się denerwuję.
- Przyjdę na pewno - dodałam radośnie i rozłączyłam się.
Ciekawa jestem, kto będzie na imprezie. Dawno już nie byłam już na żadnej domówce. Zwykle praca mi na to nie pozwalała. Zawsze muszę na następny dzień mieć jak najbardziej trzeźwy umysł. Ktoś w końcu musi twardą ręką trzymać pracę nad magazynem, a po imprezkach na jakich bywałam, po prostu nie idzie żyć następnego dnia.
Jak miło w końcu moja codzienna rutyna została przełamana. Gdy tylko skończyłam ćwiczenia, wróciłam do domu i od razu wparowałam pod prysznic. A teraz wszystko trzeba przemyśleć od nowa. W ogóle głupia sprawa. Czemu zwykle jak mam o czymś rozmyślać to lecę pod prysznic? Sama siebie nie rozumiem. Hmm.. to chyba taki nawyk, ale odbiegłam od tematu. Zostałam zaproszona. Na domówkę. Do chłopaka. Konkretniej Sunggyu. Chłopaka, który jest moim przyjacielem od piaskownicy. Chłopaka, którego lubię. Nawet chyba bardzo. Dobra dziewczyno, to już wiedziałaś wcześniej. Aich... ciekawe czy coś się zmieniło. Przypomniały mi się czasy gimnazjum, kiedy jak głupia wyznałam mu co do niego czuję. Nooo... od tamtego wydarzenie mięło już jakieś... dziewięć lat. Mówi się, że pierwsza miłość nie rdzewieje... czy coś w tym stylu. Taaak.
Koniec rozmyślania. Trzeba się jakoś wyszykować. Możliwe... nie, na pewno, na imprezie będą jakieś inne dziewczyny, tak więc trzeba jakoś wyglądać. Jeszcze mokre włosy związałam w niesfornego koczka. Wsunęłam na tyłek jakieś krótkie, skórzane spodenki z wysokim stanem, do tego luźną, białą bluzeczkę, czarne trampki, okulary przeciw słoneczne i byłam gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko telefon, portfel i lecimy na łowy. Może znów uda mi się wyhaczyć jakieś cudeńka. Bądźmy dobrej myśli.
Kto by pomyślał, że czas w centrum handlowym tak szybko mija. Cholerny złodziej moich cennych godzin. Zerknęłam na zegarek biegnąc w kierunku mojego mieszkania. Ooo... nie jest tak źle. Zostały mi jeszcze cztery godziny. Wyrobię się na pewno...

... nie wyrobię się. No nie wyrobię. Po jaką cholerę ja tam tak długo siedziałam? Zapinałam pospiesznie zamek sukienki. Czy aby na pewno nie przesadziłam? Nie będę się wyróżniała? Lubię wyglądać oryginalnie, ale nie rzucać się w oczy. Ryzyk fizyk, raz się żyje, c'nie? Gdy byłam już całkowicie gotowa do wyjścia jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czarna, prosta, sukienka idealnie się na mnie układała. Do tego czarne, skórzane, ćwiekowane lity. Rozpuszczone włosy, usta lekko muśnięte czerwoną szminką, a rzęsy mascarą. Ach... cudeńko. Myślę, że jestem gotowa. Ale czy na pewno nie przesadziłam, mniejsza z tym, teraz będę się zastanawiać, a jak coś zmienię to będę żałować, że jednak nie zrobiłam tak jak na początku. Zawsze z resztą tak jest.
Taksówka już na mnie czekała pod domem, więc szybko chwyciłam telefon, kurtkę i poleciałam do samochodu. Jeszcze facet naliczył by mi za spóźnienie. Dojazd do domu Sunggyu nie zajął nam tak dużo czasu jak myślałam i całe szczęście. Zazwyczaj wolałam być punktualna. Biegłam po schodach, jednak pod koniec i tak się zatrzymałam, żeby złapać powietrze i uspokoić oddech.
- Umm... Dobra... - uniosłam głowę i zaczesałam włosy do tyłu. - Idziemy ____.
Zapukałam do drzwi. O dziwo z wnętrza nie dochodziła żadna muzyka. Cholera, przyszłam przed czasem, nie lubię tego, już wolę się spóźniać.
- Ooo... ____, już jesteś - uśmiech rozpromienił jego twarz.
- Umm... - skinęłam głową. Wpuścił mnie do środka i wziął moją kurtkę. Jak miło. - Nikogo tu nie ma? - patrzyłam na niego na serio zdziwiona.
- A-ano... Ten... Yyy... Wszyscy zadzwonili i powiedzieli, że nie mogą przyjść... - potarł ręką kark. Denerwuje się... czyli kłamie.
- Kłamiesz.
Wytrzeszczył oczy patrząc na mnie, a na serio dziwnie (śmiesznie) to wyglądało. Sunggyu ma małe oczy, cały czas mówi, że jest to jego największy kompleks, jednak ja uważam, że wyglądają słodko, za co też mi się obrywa, no bo jak mężczyzna może być słodki.
- Aich chincha... czemu musisz mnie tak dobrze znać? - skrzywił się lekko. - Zdejmij te buty, jesteś w nich prawie wyższa ode mnie.
Nie mogłam przestać się śmiać. Ale przysiadłam na komodzie i zdjęłam buty. Nawet pomógł rozwiązywać mi sznurowadła. Aż tak ich nie lubi? Moje biedne buciki. W domciu pańcia wam to wynagrodzi, obiecuję.
- A teraz chodź... - ostrożnie wziął moją dłoń i splótł nasze palce. A to coś innego. Nigdy się tak nie zachowywał. Kiedy nawet lekko się o niego otarłam już odskakiwał, jak oparzony. Dziiwneee...W pokoju do którego weszliśmy panował półmrok. Jedyne źródło światła dochodziło z ulicznych latarni, a i tak było ono dosyć niemrawe, bo Sunggyu mieszka dosyć wysoko. Podszedł do czegoś i zaczął tam grzebać. Mówię czegoś, bo nawet nie widziałam co tam jest. Po chwili pokój oświetliły złote lampki choinkowe. Aaa... Sunggyu, 10 punktów za kreatywność.
Stałam cały czas w miejscu i patrzyłam jak kręci się po pokoju. To zapalał świeczki, które były porozkładane na stoliku. To latał do kuchni i przynosił różne rzeczy. Mówiąc różne mam na myśli szampan, truskawki, podgrzewany malutki kociołek, w którym bulgotała czekolada i inne różniaste rzeczy. Serio, zaczynało to po woli wyglądać dosyć puchato. W końcu już skończył i podszedł do mnie.
- O co w tym wszystkim chodzi? - patrzyłam na niego poważnie w duszy śmiejąc się z tych wszystkich słodkich rzeczy jakie zrobił. Wbrew pozorom nie było to jakieś chamskie rozbawienie, ale... rozczulił mnie tym czubek jeden.
- Zwariowałem.
- Słucham? - tym razem mnie zaskoczył.
- Zacząłem świrować w chwili, kiedy wyznałaś mi swoje uczucia w gimnazjum, pamiętasz?
- Takich rzeczy się nie zapomina, zostałam ośmieszona, ale Ci wybaczyłam czubku.
- No właśnie, 'czubku'... - zaśmiał się pod nosem. - Pamiętam, że wróciłem wtedy do domu. Cały tydzień leżałem wtedy w łóżku i myślałem nad tym co się wydarzyło. Po tym właśnie już na serio zacząłem wariować. Próbowałem zrozumieć, dlaczego tak Cię... ośmieszyłem. Uwierz mi, nawet jeśli wtedy mi to wybaczyłaś, ja do dziś nie potrafię wybaczyć tego samemu sobie... Wariowałem, przez Ciebie... tylko się przez to nie obraź... wariowałem, bo wiedziałem, że nie jestem Ciebie wart, bo wiedziałem, że mimo twojej wyrozumiałości już nie zdobędę Twojego serca...
- Co Ty bredzisz?
- C-co?
- Jeszcze się pytasz? Powinieneś mnie teraz pocałować, a nie bredzić jakieś głupoty, wiesz jak... omm...
Przerwał mi w połowię zdania przypierając mnie do ściany. Oblizał delikatnie wargi pożerając mnie wzrokiem. Zachowuje się, jakby jakiś mały kosmita przewiercił mu się do głowy i kontrolował jego mózg. Serio, gdzie mój stary Sunggyu? Nagle wszystko przestało istnieć, gdy poczułam na ustach smak jego warg. Były ciepłe i smakowały czekoladą, pewnie przed moim przyjściem trochę jej podjadł. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałam więcej, żeby trwała dłużej... Ale... był to tylko jedynie ułamek sekundy.
- Kocham Cię... - szepnął kiedy oddaliliśmy się od siebie. Chciałam odpowiedzieć mu to samo, ale wielka gula uwięzła mi w gardle, nie mogłam nic z siebie wydusić. Milczałam. W odpowiedzi ponownie moje usta znalazły się na jego w bardziej gorącym i dłuższym pocałunku. Nie chciałam od życia nic więcej, tylko jego. Naszymi ciałami zawładnęła wielka miłość i ... pożądanie? Przytulił mnie mocniej do siebie, o dziwo, odrywając się od moich ust. Nie przeszkadzało mi to. Teraz jest już mój. Tylko mój.

Hari ♥

Komentarze

  1. Awwww takie słodziachne <3 tego potrzebowałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Łaaaa! Był Hoya to jest i Sunggyu! Dziękuję! Podoba mi się to, jak go tu przedstawiłaś, bo to tak do niego pasuje. Ten gest, który wykonuje kiedy się denerwuje i to zmieszanie i to nieśmiałe wyznawanie co myśli i czuje. To zdziwienie i te oczka nagle takie rozszerzone. Są naprawdę urocze, ale większość facetów nie akceptuje takiej opinii na swój temat. W sumie, sama nie lubię, jak ktoś twierdzi że jestem urocza, zaraz obrywa.
    W każdym razie, podoba mi się ten scenariusz! Widzę, że jeszcze trochę a wyszłoby Ci z tego coś dla dorosłych XD Ale mimo wszystko fajne zakończenie, ten tytuł, który nadałaś też fajnie współgra z całością. <3
    Powodzenia z resztą zamówień, będę tu zaglądać! ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty