"Po prostu ćiii..."



Główne postacie: Ty, Hoya (INFINITE) 
Gatunek: Dramat, romans
Streszczenie: Twoja matka ginie w wypadku samochodowym. Wydaje się jakby całe życie pod Tobą się załamało. Po stracie obojga rodziców zostajesz adoptowana przez siedmiu "krasnoludków". Czy zjawi się książe na białym koniu, który skradnie Twoje serce? 

~♥~

Brud, dym, gorąco i duchota. Zakaszlałam. Przetarłam dłonią oczy, jednak kiedy to zrobiłam, poczułam ogromną falę bólu. Zajęczałam i wygięłam plecy w łuk. Pas bezpieczeństwa blokował moją klatkę piersiową. Gdzie ja jestem? Co się stało?
Cholera jasna, wiszę do góry nogami, gdy odepnę pas pewnie runę w dół i złamię sobie kark. Rękę chyba mam złamaną. Uniosłam ją jeszcze raz do góry i natychmiast tego pożałowałam. Zerknąłem na palący nadgarstek.
Wystająca kość. Krew. Złamanie otwarte.
Siłą woli powstrzymałam mdłości. Rozglądałam się dookoła. Gdzie jest mama? Chciałam jakoś wyjść z samochodu, wypełznąć przez pozbawione szyb okno, ale widziałam doskonale, że kiedy spojrzę na swoją prawą rękę nie wytrzymam i zwrócę kolację, a to tylko pogorszy całą sytuację.
- ____...
Cichutki głosik doszedł z lewej strony. Przez opadającą poduszę powietrzną nie widziałam nic, ale dopiero po chwili ujrzałam zakrwawioną twarz mamy. Wyglądała tragicznie. Z nosa, potężnego rozcięcia na policzku i pękniętej wargi sączyła się krew, ramię miała przebite gałęzią. Wpadłyśmy do jeziora? Usiłowałam sobie coś przypomnieć, ale udręczony głos mamy wypalił mi dziurę w mózgu. Nie mogłam znieść jej widoku.
- Mamo... Co się stało?
Zajęczała z bólu i zamknęła powieki.
- N-nie wiem, skarbie. N-nie mam pojęcia... B-bardzo Cię boli?
Pokręciłam głową. Adrenalina i szok sprawiły, że ból był znośny. Przynajmniej w tej chwili. Mama wyciągnęła do mnie rękę całą skąpaną we krwi i pogładziła delikatnie mój policzek.
- Ohh... ___...
W tle rozległ się dźwięk syren. Ktoś się zbliżał. Mama zamknęła oczy. Potrząsnęłam nią energicznie.
- Mamo... - nic. - Mamo~! Nie zasypiaj! Już ktoś po nas idzie, słyszysz? Nie zasypiaj mamo, proszę Cię... Mamo~!  - łzy cisnęły mi się do oczu.
- ____ - szepnęła. - Jak dobrze, że tu jesteś. Nic mi się nie...
- Mamo...! - patrzyłam jak pierś mamy coraz wolniej się unosi. - Nie zostawiaj mnie samej... Proszę! Nie poradzę sobie bez Ciebie... Mamoo~! - przełknęłam głośno. Kroki kilku ludzi stawały się głośniejsze. - Pomocy! - wrzasnęłam. - Pomocy~!
- Żyją! - usłyszałam, a potem zamknęłam oczy czekając na wybawienie.

***

- Podwójna dawka! Chae Rin, zawołaj doktora Moon Chang Soo. Hee Won, opatrunek. Yoon Seul, zajmij się dziewczyną. Jest w szoku. Zadzwoń po kogoś bliskiego, albo zaprowadź ją do gabinetu, ale nie pozwól jej patrzeć na to. Hee Won, do cholery jasnej! Opatrunek!
Niska pielęgniarka z siwymi włosami związanymi w ciasnego koka wyszła przez rozsuwane drzwi. Dotknęła mojego ramienia, ale nawet się nie poruszyłam. Stałam z nosem przyklejonym do szyby i obserwowałam kilku lekarzy krążących wokół stołu, na którym leżała mama. Wszędzie rozlegały się wrzaski, piski najróżniejszych aparatur, a co dwie sekundy padały przekleństwa. Po moich policzkach wciąż spływały łzy.
- ____ - zaczęła pilęgniarka. - Lekarz kazał zaprowadzić Cię do gabinetu. Nie możesz obserwować tego wszystkiego, młoda damo. 
Nie słuchałam jej. Chciałam położyć dłonie na chłodnej szybie, ale przypomniałam sobie, że moja prawa ręka jest w gipsie od łokcia po czubki palców. Nerwy sprawiały, że drżałam i nie mogłam opanować przyspieszonego oddechu.
- ____.
- Niech mnie pani zostawi! - krzyknęłam. Pielęgniarka odsunęła się. - Moja mama walczy o życie, a pani myśli, że ją tak po prostu zostawię. Mam gdzieś polecenia lekarzy!
- Ale to dla Twojego dobra.... - jej głos stał się delikatniejszy.
- Dla mojego dobra niech mi pani pozwoli tu zostać. Nie opuszczę jej ani na chwilę!
Popatrzyłam na nią spod zmarszczonych brwi. Wyraz twarzy pielęgniarki naglę się zmienił. Jej rysy stężały i stały się ostrzejsze, a oczy zwęziła w dwa małe półksiężyce, spomiędzy których delikatnie lśnił czarny kolor jej tęczówek. 
- Jeżeli ze mną nie pójdziesz, zawołam ochroniarzy i wyprowadzą Cię na poczekalnię. Nie będę już taka miła.
Ciało mamy podskoczyło na stole, kiedy jeden lekarz próbował przywrócić akcję jej serca za pomocą elektrowstrząsów. Zamarłam. Niewidzialna siła zacisnęła supeł w moim żołądku. Rozszerzyłam oczy patrząc na całe zdarzenie.
- Mamo... - szepnęłam. Lewą dłonią dotknęłam szyby, jak gdybym za pomocą tego dotyku mogła przekazać mamie cząstkę swojego życia. Kolejny podskok. I seria przekleństw. Niebieska nić na piszczącym ekranie ciągnęła się w nieskończoność. - Mamo! 
- ____ - dwóch ochroniarzy chwyciło mnie za ramiona i zaciągnęli z pielęgniarką do gabinetu lekarza.
- ____ - położyła dłoń na moim ramieniu. Była niższa ode mnie o głowę. - Chcesz się czegoś napić? Coś zjeść? Zaczekasz tu na mamę.
Opadłam na kolana. Uderzyłam gipsem w podłogę. Wpatrywałam się w niewiadomy punkt, a łzy spływały strumieniami po moich policzkach tworząc maleńki kałuże na posadce. 
- Pozwólcie mi do niej iść... - szepnęłam.
- Nie jest to w tej chwili możliwe - odezwała się pielęgniarka. - Lekarze próbują ją uratować. Ty w niczym im nie pomożesz, a nawet wręcz przeciwnie, tylko pogorszysz sprawę - kucnęła przede mną gładząc delikatnie pomarszczoną dłonią moją głowę. 
- Ale ona mnie potrzebuje...

***

Minęły dwa lata. Trafiłam do rodziny zastępczej... o ile można to nazwać rodziną zastępczą. Teoretycznie mogłabym już się stąd wynieść. Pełnoletniość już za pasem, ale... nie potrafię, za bardzo się przywiązałam...

Kolejny atak... Od śmierci mamy ataki paniki pojawiały się coraz częściej. Gdy zmarł tata udało mi się to jakoś opanować, był nawet czas, gdzie całkowicie się tego pozbyłam, ale teraz, po tym, jak to wszystko widziałam na oczy... 
Wbiłam twarz w poduszkę i wrzasnęłam, aż czułam, jak gardło zaczyna mnie boleć. 
- ____! - Hoya wbiegł od razu do mojego pokoju gdy usłyszał mój stłumiony krzyk. Przysiadł na brzegu mojego łóżka i objął ramionami. Nadal z twarzą w poduszce wtuliłam się w niego. Kołysał nami delikatnie próbując mnie uspokoić. 
Zawsze zajmowało to około 10 minut. Musiał mnie uspokajać przez taki długi czas. Nie podobało mi się to, że go tak wykorzystuję.
Powoli oddech mi się uspokoił. Drgawki i wstrząsy ustąpiły miejsca kompletnemu wyciszeniu. 
- Komawo... - szepnęłam zaciskając lekko palce na jego koszulce... Nie zaraz, on nie ma koszulki. Odsunęłam się odrobinę od niego, jednak on nie chciał wypuścić mnie z objęć. Niepewnie uchyliłam mocno zaciśnięte powieki. 
- Oppa...
- Ćiii... - przytulił mnie mocno do siebie i gładził delikatnie dłonią po włosach. Przywarłam policzkiem do jego nagiej, mokrej klatki piersiowej. Aż tak głośno krzyczałam? Pewnie wybiegł spod prysznica. Cała zlałam się rumieńcem. 
- Ale Oppa...
- Ćiii powiedziałem. Niezręczna sytuacja, rozumiesz. Zamknij oczy i nie otwieraj ich póki Ci nie pozwolę, arraso? 
- Ne... - zamknęłam posłusznie oczy i czekałam na pozwolenie. 
Odsunął mnie od siebie. Serio? Czy ja na serio poczułam zawód z tego powodu? Cholera, przytul mnie znowu~! 
Wyczułam ciepły oddech na mojej twarzy... O cholercia... Ciepłe usta musnęły moje wargi. O cholercia~! Znów się odsunął. 
- Otwórz oczy... - trzaśnięcie drzwi. Uchyliłam niepewnie powieki i rozejrzałam się dookoła. Nie ma go.
Przyłożyłam dłoń do ust i przejechałam palcem po wargach. Kto by pomyślał, że pierwszy pocałunek wydarzy się w takich okolicznościach, w dodatku z moim ojcem zastępczym. Czy go tak traktuję? Że mówię do niego Appa? Tsaa.. pewnie bym mówiła, ale on tego nie lubi. Głupol rumieni się od razu gdy nazwę go tatą. Co mu siedzi w głowie? W sumie wszyscy są dla mnie jak tacy tatusiowie. Mam siedmiu seksownych tatusiów... Taki sposób myślenia, nie doprowadza do niczego dobrego...
Aigoo... nie myśl o takich rzeczach dziewczyno... O już wiem. Czuję się jak królewna Śnieżka. Tak, to dobre określenie. Osierocona dziewczyna żyjąca z siedmioma krasnalami. Tylko co się stanie, jeśli zamiast w księciu królewna zakocha się w krasnalu? Ciekawa wersja. Zresztą książe już od dłuższego czasu nie chce się ujawnić, a przecież Śnieżka długo u krasnoludków nie mieszkała zanim pojawił się ten jedyny na białym koniu. A ja już mieszkam z tymi skrzatami dwa lata. 
Drzwi znów się uchyliły, nawet się nie obejrzałam i leżałam... tak, leżałam na swoim łóżku przygwożdżona przez tego krasnala. Aaaa... teraz był ubrany.
- Umm... Hoya... - szepnęłam kiedy w końcu dał mi odetchnąć po pocałunkach. 
- Ćiii.... - znów mnie pocałował, tym razem delikatnie. Było to niemalże ostrożne muśnięcie moich ust.
- Dlaczego cały czas mnie uciszasz? - odsunęłam się od niego na chwilę. 
- Po prostu ćiii... -  spojrzał mi w oczy, dosyć długo się w nie wpatrywał, póki nie zatopiliśmy się w słodkich pocałunkach. 

Hari ♥

Komentarze

  1. HaRi, to już się powoli staje nudne ~_~ no ile można pisać, że scenariusz to cudeńko? Niech mi ktoś podrzuci jakieś synonimy, bo ja się już czuję cholernie źle z tym, że co scenariusz piszę to samo XD no ale cóż... XD cuuuuuuuuuuuuuuudooooooooooooooooooo (^_^)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamo! Hoya! Znaczy... mamo... ajć. Źle to ujęłam.
    Zacznę od początku.
    Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy po wejściu na bloga, zobaczyłam ten scenariusz! Ale miła niespodzianka, tak z rana. Początek mnie zasmucił, stracić matkę, całe życie wywrócone do góry nogami, nowa rodzina. I nagi Howon. Tu mnie zabiłaś XD Ale to dla niego typowe w sumie. Uciszanie w taki sposób nie jest złe, wręcz przeciwnie, a też fajnie pasuje do tego tancerza. I bardzo podobało mi się porównanie z tą Królewną Śnieżką. ^^
    Dziękuję za ten scenariusz! Czekam na kolejne, więc powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże, najpierw łzy w oczach a potem takie ''co?''. Kto to ?
    Hehhe :)
    Ale na prawdę piękne i wciągające <3
    powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty